Dogbite, Shut The Monkey – Miejsce Chwila, Warszawa

   Wstyd się przyznać, ale idąc na koncert zespołu, miałem o nim bardzo blade pojęcie. Owszem, nazwa grupy obijała mi się o uszy, ale jakoś nie miałem okazji posłuchać muzyki. Nie ma takiej możliwości, żeby znać wszystko i wszystkich. Aczkolwiek czasami szkoda, że poznaje się świetną muzykę po latach. Z drugiej strony, lepiej późno niż wcale. Kiedy otrzymałem zaproszenie na ten koncert posłuchałem kilku utworów w internecie, po czym – bez chwili zawahania – potwierdziłem swoją obecność w klubie Miejsce Chwila.

   Zanim jednak na scenie zamontowali się panowie z Dogbite, schodzącą się dość licznie publiczność przywitał zespół Shut The Monkey. Młodzi ludzie grają rocka z elementami prog rocka, a może i jeszcze kilku innych stylów muzycznych. W każdym razie, grupa stara się komplikować trochę swoje utwory, żeby nie były za proste, przy czym w kilku przypadkach wyszło to całkiem ciekawie, w innych było… różnie. Wydaje mi się, że przydałoby się jeszcze trochę ogrania. Wchodzący w skład grupy muzycy pracowali podobno już w innych projektach muzycznych, natomiast dało się wyłapać, że wspólnie grają jeszcze trochę za krótko. Dało się to usłyszeć, ale też widać było, że iw zachowaniu scenicznym nie tworzą jeszcze monolitu. Jest zatem co obrabiać, zarówno w kwestiach muzycznych, jak i scenicznej prezencji. Ale po takiej obróbce, Shut The Monkey może stać się całkiem interesującym zespołem.

   Przy młodzieńcach z grupy supportującej, panowie z Dogbite wyglądają trochę, jak ich ojcowie… Przy czym wykazali się taką energią, że należy tylko życzyć młodszym muzykom, by też kiedyś taką posiadali. Dogbite powstał w 2002 roku, dał się poznać kawałkiem „Dzień świra”, który promował znany film o tym tytule. Panowie pojawiali się na scenach wielu ważnych imprez rockowych w naszym kraju, jak Jarocin, Przystanek Woodstock, czy finał WOŚP. Przepisałem te informacje ze strony grupy i wciąż nie mogę uwierzyć, że nie zainteresowałem się nimi wcześniej. Wielki to błąd z mojej strony, bo muzyka zespołu jest znakomita, a sama grupa to prawdziwie koncertowa maszyna.

   Kiedy wymieszamy trochę rocka z elementami reggae i do tego tę mieszankę podkręcimy punkiem, powstanie właśnie muzyka Dogbite. Wszystkie numery są niezwykle energetyczne, żywiołowe, mocarne, a do tego obdarzone melodiami, które natychmiast wpadają w ucho. Człowiek nie tylko zaczyna się natychmiast kiwać, ale sam zaczyna nagle i niepostrzeżenie śpiewać, potem – jak tylko ma takie możliwości – najchętniej ruszyłby poszaleć pod sceną. Przyznaję, że mnie nosiło. Starałem się ze wszystkich sił panować nad organizmem, żeby nie zacząć skakać i wariować, jak kilku – wnosząc ze znajomości wyśpiewywanych tekstów – starych fanów zespołu. Na szczęście siłą woli uratowałem własne kolana przed całkowitym zniszczeniem, ale wszystkim zdrowym polecam obecność na koncercie zespołu i bezgraniczne poddanie się tej muzyce.

   Koncert w klubie Chwila Moment odbył się 18 listopada 2016 roku nie bez powodu. Był to bowiem dzień promocji piątego krążka grupy, zatytułowanego po prostu „5”. Płyta została wydana przez firmę Fonografika. Jak wspomniałem, nie znałem ich twórczości, ale wnosząc z zapowiedzi, zespół zagrał zarówno starsze, jak i nowe kawałki. I można o nich powiedzieć jedno, nie różnią się między sobą stylistycznie. I te nowe i te stare są po prostu doskonałe.

   Z tego, co widziałem ostatnio na profilu FB zespołu, panowie sporo koncertują, zatem jeśli tyko będziecie mieli okazję ich zobaczyć na żywo, idźcie na koncert. Naprawdę warto!

Ray

Relacja ukazała się pierwotnie w dniu 11.01.2017