Hashtag Ensemble – „Visegrad Songs” – koncert w Muzeum Polin

   W czwartek, 04 lutego 2016 poszedłem na koncert do Muzeum Żydów Polskich. Nie widziałem, kto ma grać, wiedziałem tylko, że koncert nazwany jest „Visegrad songs”. Należało się zatem spodziewać, że zebrana dość licznie publiczność usłyszy melodie z wszystkich czterech państw tworzących wyszehradzką czwórkę, czyli Czech, Polski, Słowacji i Węgier. Poszedłem zatem na koncert niespodziankę w miejsce, które też stanowiło dla mnie swego rodzaju niespodziankę. Albowiem w samym muzeum już byłem, ale jak wygląda sala, w której grane są koncerty, nie miałem pojęcia.

   Podejrzewam, że nie ja jeden postanowiłem mieć niespodziankę. A przybyłych do muzeum ludzi spotkały aż dwie. Pierwsza to taka, że widzowie siedzieli na schodach, prowadzących na wystawę. Pomysł świetny, o ile oczywiście słuchacze są na niego przygotowani. Bo poduszek było tylko kilka, a siedzenie na zimnych kamieniach nie należało do przyjemnych. Ponieważ zazwyczaj mam ze sobą jakąś prasę, zatem miałem na czym usiąść, by – jak kiedyś mawiano – „nie złapać wilka”. Ale nie wszyscy byli przygotowani na taką ewentualność.

   Po pierwszej niespodziance nastąpiła następna. Jeszcze ciekawsza! Albowiem bohaterem wieczoru był zespół Hashtag Ensamble, który – owszem – jako podstawę do swoich utworów wykorzystał kompozycje pięciu kompozytorów (Karłowicza, Belli, Dworzaka, Bartóka i Kleina), ale gdyby nie zapowiedź, że określone kompozycje były tematami do wariacji na ich temat, myślę, że bardzo niewiele osób by odgadło, czego słuchaliśmy. Szok na twarzach kilku zebranych był – parafrazując jedną z reklam – bezcenny! Zdziwienie, oburzenie, złość to zapewne najłagodniejsze słowa, jakich mógłbym użyć.

   Ale to była reakcja tylko pojedynczych osób. Bo większość ze słuchaczy, z każdym kolejnym utworem zarażała się tą muzyką. Bo chociaż niełatwa, trochę dziwna, to jednak tajemnicza, to jednak wciągająca słuchacza bez reszty. Świadomość miejsca, w którym się znajdowaliśmy, lekki pogłos (akustyka niestety nie była najlepsza) i specyficzne, wydawane przez instrumenty, dźwięki tworzyły niesamowitą, niepowtarzalną atmosferę. Byłem w sporym szoku. Ponieważ nie śledzę dokładnie rynku muzycznego, nie byłem do końca świadom, że muzyka, nawiązująca do polskiej awangardy lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych tak dobrze się trzyma, że jest grana, że młodzi ludzi nie tylko nie boją się eksperymentowania, ale robią to w tak znakomity sposób.

   Byłem zauroczony. Byłem zaskoczony. Byłem poruszony. Byłem zadowolony. Cieszę się ogromnie, że tam byłem, cieszę się, że mogłem poznać tak interesujący zespół. A że nie wszystkim się podobało. Cóż, tak to już bywa…

Ray

Relacja ukazała się w dniu 24.04.2020 (pierwotnie w dniu 11.02.2016)