Honey Duo w DK Kolorowa

   Dość często słyszę od znajomych, pytanie, jak to robię, że mam czas, by bywać na koncertach? Postanowiłem więc pewnego dnia zastanowić się nad tym pytaniem i udzielić sobie oraz znajomym jakiejś konkretnej odpowiedzi. I kiedy już policzyłem koncerty, na których byłem w roku 2019 mogłem z czystym sumieniem udzielić takowej odpowiedzi. Problem polegał na tym, że właściwie… nie bywałem na koncertach. Okazało się, że inne czynności tak skutecznie zajęły mi czas, że właściwie zapomniałem o potrzebie słuchania muzyki na żywo. Straszne to, ale cóż zrobić, zdarzają się w ludzkim życiu takie okresy, że musi dokonać pewnych wyborów. Mój wybór dokonał się sam, właściwie poza mną…

   To, że nie bywam na koncertach tak często jak kiedyś, nie oznacza bynajmniej, że zupełnie zatraciłem potrzebę bywania na nich. Nie, bardzo chętnie, od czasu do czasu gdzieś pójdę, jeśli tylko dostanę zaproszenie lub uda mi się zakupić bilety. A z tym, przyznaję, mam ostatnio poważny kłopot. Na szczęście Malu lubi sobie od czasu do czasu posurfować w internecie i wynaleźć coś intrygującego. W ten właśnie sposób odkryła, że w „naszym”, czyli ursuskim Domu Kultury Kolorowa w niedzielny wieczór będzie można posłuchać tang. A tego, jako miłośniczka takiej muzyki, odpuścić nie mogła. Ja postanowiłem się zatem przyłączyć i dzięki temu, po kilku już latach nieobecności na Kolorowej stawiliśmy się w swego czasu dość często odwiedzanym przez nas przybytku kultury.

   Tego wieczoru wystąpił bardzo ciekawy duet HONEY DUO. Ciekawy z kilku powodów. Po pierwszy z racji instrumentarium, bowiem muzycy połączyli ze sobą akordeon z wiolonczelą. Drugą ciekawostkę stanowił fakt, że państwo okazali się być małżeństwem, które zresztą – jak wyjaśniła prowadząca koncert – poznało się przypadkiem na koncercie w Berlinie, gdy grali w zupełnie innych zestawieniach osobowych. Wreszcie po trzecie, ciekawostką była sama muzyka, która oryginalnie pisana była na zupełnie inne zestawy instrumentów, a zatem należało te kompozycje poddać odpowiedniej transkrypcji.

   Państwo Misiakowie takowej transkrypcji dokonali, dzięki czemu mogliśmy oddać się przyjemności słuchania części utworów dwóch wybitnych kompozytorów. Pierwszym z nich był Manuel de Falla, jeden z najsłynniejszych hiszpańskich kompozytorów przełomu XIX i XX wieku. Z niezwykle bogatej zarówno ilościowo, jak i przede wszystkim jakościowo twórczości hiszpańskiego mistrza impresjonizmu (warto zaznaczyć, że w 1939 roku, kompozytor wyemigrował do Argentyny), duet wybrał jego słynne „Pieśni hiszpańskie), a dokładnie „Siete canciones populares españolas” z 1914 roku, z których mieliśmy okazję posłuchać trzech z nich: „Canción”, „Naña” i „Polo”. To piękne, delikatne, melancholijne wręcz pieśni, zmuszające do refleksji i zadumy. A współpraca między akordeonem, na którym grała pani Malwina Misiak i wiolonczelą, obsługiwaną przez pana Adama Misiaka, okazała się być czymś wręcz nadzwyczajnym. Lekko ostrzejsze w wyrazie dźwięki akordeonu tonowane były przez liryczną z założenia wiolonczelę. I odwrotnie, liryczne partie wiolonczeli otrzymywały bardziej energetycznego ducha hiszpańskości w postaci partii akordeonu.

   Po wysłuchaniu pięknych, krótkich pieśni hiszpańskich, wraz z duetem przekroczyliśmy ocean i znaleźliśmy się już w Argentynie, gdzie urodził się, mieszkał i zmarł jeden z najsłynniejszych argentyńskich kompozytorów (aczkolwiek włoskiego pochodzenia), prawdziwy mistrz tanga, czyli Astor Piazzola. To w znacznej mierze, właśnie dzięki jego kompozycjom tango zagościło w domach całego świata. Bowiem jego utwory grane są w różnych konfiguracjach przez ogromne rzesze muzyków, a słuchane przez ogromne rzesze melomanów. Aż trudno sobie wyobrazić, że Piazzola bywał swego czasu krytykowany za „niszczenie” tango, poprzez łączenie go z innymi stylami muzycznymi, wynoszenie z przaśnych knajp na wydawałoby się niedostępne dla takiej muzyki salony… Honey Duo przygotowali dla nas trzy części jednej z jego słynnych kompozycji „Histoire du Tango”, stworzonej na duet fletu z gitarą, opowiadającej w krótkich partiach historię tanga, od jego początków w mało chwalebnych miejscach (Bordello) po wspomniane już związki z muzyką modernistyczną, czyli owe wejście tanga na salony… (Modern-Day Concert). My mieliśmy okazję posłuchać fenomenalnych w nastroju i perfekcyjnie wykonanych trzech części tej historii. Pierwszej z nich, czyli właśnie „Bordello”, przez część drugą („Cafe” – tango przestaje być tylko tańcem, a zaczyna być słuchane), po „Night Club” (powstają nowe odmiany tanga, wynikające z syntezy tego gatunku z innymi). To była prawdziwa, cudowna podróż przez historię, to była prawdziwa uczta dla miłośników tego zdecydowanie już przekształconego tanga.

   Piękno wykonanej muzyki musiało wpłynąć na słuchaczy, którzy oczywiście nie chcieli tak szybko rozstać się z duetem. Dlatego też na bis otrzymaliśmy słynne „Tanti anni prima” (Ave Maria), jeden z najładniejszych, najdelikatniejszych, i najczęściej granych, lirycznych kompozycji Piazzoli. Nie mogło być piękniejszego zakończenia tego cudnego koncertu.

   Bardzo się cieszę, że na nim byliśmy, bardzo się cieszę, że DK Kolorowa organizuje takie koncerty. Szkoda tylko, że ich promocja odbywa się właściwie wyłącznie drogą internetową, że Skorosze „nie zasługują” na powieszenie chociażby małych plakatów, które pomogłyby tam mieszkającym w zapoznaniu się z ofertą DK. No i nie mogę pominąć też tego, że nie wszyscy pamiętają, gdzie i na co przychodzą. Rozmowy starszych pań i panów oraz szeleszczenie przez dzieci nie pomaga raczej w skupieniu i prawdziwym przeżywaniu muzyki. Ale cóż, na to już nie mamy wpływu…

Ray