Horyzont – reż. B.Bernburg, F.T.Fridriksson

   W konkursie dokumentalnym 31 WFF startował również islandzki film Fridrika Thora Frikridssona i Bergura Bernburga „Horyzont”, przedstawiający sylwetkę islandzkiego malarza Georga Gudni. Film szczególny nie tylko ze względu na twórczość bohatera, ale także na czas, przez jaki powstawał. Reżyserzy opowiadali, że pierwsze pomysły i rozmowy z malarzem rozpoczęły się już w roku 2006, zaś kilka lat później powstały pierwsze zdjęcia – wywiady z artystą. Jednak w 2011 r. Gudni zmarł w wieku 50 lat (podczas przygotowań do maratonu). Zamysłu jednak nie porzucono, przeciwnie, i reżyserzy, i krytycy, i przyjaciele artysty uznali, że w hołdzie jego pamięci należy dokument dokończyć, co też uczynili, posiłkując się materiałami archiwalnymi. I bardzo dobrze się stało, bo bez tego pewnie niewielu z nas miałoby szansę usłyszeć o Georgu Gudnim.

   A artysta był to szczególny. W filmie sam opowiada o drodze, jaką przeszedł od pierwszych prób malarskich do odkrycia specyficznego spojrzenia na pejzaż. Sam mówi, że na Islandii to szczególny problem – gdzie nie spojrzeć: góry lub woda, trudno o horyzont. Jeśli jednak patrzeć wystarczająco długo i uważnie, widoki te mogą przybrać syntetyczną postać, widoczną w pracach malarza. Co tu kryć, metalmundusowo lubimy gadające głowy, zwłaszcza jeśli mówią do rzeczy, więc z przyjemnością słuchaliśmy mających spory udział w narracji głosów dwojga krytyków i wydawcy, Viggo Mortensena, przyjaciela Gudniego. To oczywiście peany na temat jego twórczości i jego samego, ale kiedy reżyserzy oddają głos bohaterowi filmu, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to nie puste komplementy, ale najszczersza prawda. W filmie sprawia wrażenie człowieka niezwykle skromnego, oddanego swojej pracy i sztuce. Jego dom to skrzyżowanie pracowni z pustelnią, jaskinia do snucia ciekawych przemyśleń. Pytany o źródła swojej fascynacji pejzażem/horyzontem opowiada, że jego obrazy nie powstałyby, gdyby pewnego dnia nie dotarła do niego prosta prawda: horyzont to nie tylko linia „końca świata”, w pejzażu nie chodzi o to, żeby pokazać ten koniec – tylko o to, żeby „pokazać wszystko, co jest między horyzontem a tobą”. A że wszystkiego się nie da, trzeba to jakoś „spakować”, wyciągnąć na wierzch to, co najbardziej istotne. A czego najczęściej nie ma potrzeby i chyba nawet nie da się opisać słowami. Jak powietrze, które jest wszędzie, a nie da się podobno namalować inaczej niż w postaci mgły…

   W takim widzeniu własnej twórczości nie dziwi pokora, z jaką Gudni podchodzi do procesu powstawania obrazu. Na pytanie, skąd wie, że obraz jest już gotowy, odpowiada, że czasami wyjeżdża na kilka dni, zostawiając obraz z myślą, że dokończy go po powrocie, a potem wraca – i widzi, że jest skończony. To nie jest jedynie kwestia obrazu, ale tego, że nawet sam twórca musi w jakiś sposób do niego dojrzeć, „dogonić” to, co wyszło spod pędzla, może w natchnieniu i nie całkiem świadomie.

   Szkoda, że obejrzeć jego obrazy można w zasadzie tylko w Reykjaviku. No, ale może to wreszcie będzie TEN pretekst?

JB

METRYCZKA:

Tytuł: Horyzont

Tytuł oryginalny: Sjóndeildarhringur

Reżyseria: Bergur Bernburg, Fridrik Thor Fridriksson

Scenariusz:

Produkcja: Dania, Islandia

Rok emisji: 2015