Łowca androidów – reż. Stanley Kubrick

   Ponieważ do kin wszedł sequel słynnego „Łowcy androidów” Stanleya Kubicka, postanowiliśmy poświęcić niedzielny rodzinny wieczór na powtórzenie sobie filmu, który nie tylko stał się jednym z najbardziej znanych filmów tego amerykańskiego reżysera, który na stałe wszedł do kanonu filmów nie tylko istotnych dla kina z szeroko rozumianej fantastyki, ale kultury i sztuki, jak też wyznaczył pewne kryteria tworzenia filmów z gatunku science fiction.

   Na temat filmu napisano bardzo, bardzo wiele, od prostych recenzji po potężne elaboraty. Bo w czasie, gdy powstał był filmem wyjątkowym i to pod wieloma względami, zarówno z racji produkcji, zastosowanej techniki, wykorzystanej muzyki, wreszcie samej fabuły. Trudno w to wręcz uwierzyć, ale film wszedł do kin w 1982. Chociaż nie był pierwszym z gatunku, to jednak był produktem wyjątkowym. Czarował niesamowitą, przerażającą aurą, większość akcji dzieje się w ciemnych zaułkach i w ciemnych pomieszczeniach, obraz był lekko rozmazany, jak gdyby spowity specyficzną mgłą, sprawiał wrażenie nierzeczywistej rzeczywistości, niby ziemskiej (ludzie i ich ziemskie zachowania), a jednocześnie zdecydowanie pozaziemskiej, innej i obcej. Jak to u Kubricka, brak tu przestrzeni, jest ciasno, tłumy przewalają się przed ekranem, a wśród nich egzystują pojedyncze jednostki, zarówno te „dobre”, jak Rick Deckard (Harrisord Ford), tytułowy łowca androidów, członek specjalnej grupy policji, zajmującej się wyłapywaniem i eliminowaniem tak zwanych replikantów, jak i ci, którzy mogą zagrażać ziemianom, czyli właśnie replikanci.

   Paru z nich zjawiło się na ziemi, żeby zmusić swojego twórcę do takiej zmiany ich genotypu, by mogli żyć dłużej. Członkowie grupy – po kolei „wysyłani na emeryturę” przez Deckarda – to Roy Batty (Rutger Hauer), Leon Kowalski (Brion James), Pris (Daryl Hannah), Zhora (Joanna Cassidy). Wszystko poszłoby zgodnie z planem, czyli policjant skutcznie „załatwiłby problem”, gdyby nie jedna kwestia, polegająca na tym, że Deckerd zakochał się (i to (chyba) z wzajemnością) w jednej z replikantek – Rachael (Sean Young). A – jak należy się domyśleć – system (w tym wypadku reprezentowany przez Gaffa (Edward James Olmost) raczej nie może pozwolić na takie zachowanie. W tym momencie film się urywa, dając szansę scenarzystom i reżyserowi na nakręcenie ewentualnej dalszej części…

   „Blade Runner” to zatem nie tylko klasyczna opowieść science fiction, to także, a może przede wszystkim rozprawka dotycząca kwestii moralnych, poczynając od pytania, czy mamy prawo tworzyć maszyny, w które „wszczepiamy” elementy pamięci, elementy emocji (kto ma o tym decydować, ile i jakie mają być te „elementy”), czy w ogóle mamy prawo kopiować ludzi, czym wreszcie jest dobro i zło w takim świecie, czy dobrem jest zabijanie tych, którzy próbują walczyć o swoje prawa, o poprawę ich może i trochę sztucznego, ale jednak w znacznej części ludzkiego już życia?

   Poza wspomnianą już duszną atmosferą, stworzoną przez scenografię, zagęszczenie planu ludźmi i elementami wyposażenia poszczególnych wnętrz, wszechogarniającą ciemnością, przez którą w niewielkim tylko stopniu dociera światło (nie wiem wcale, czy akurat słońce), wreszcie specyficzną, wyjątkową muzykę Vangelisa, należy docenić też świetne role aktorów. Harrison Ford jest po prostu sobą, tym osobnikiem, do którego nas przyzwyczaił już we wcześniejszych filmach, lekko zblazowanym, z ironicznym uśmiechem na twarzy. Po prostu cały on. Znakomicie wypadł Rutger Hauer, którego sama twarz wprowadza niepokój w sercu oglądającego, ukryta pod peruką i mrocznym malunkiem twarzy Daryl Hannah, twórca robotów, doktor Tyrell (Joe Turkel) – niewielki człowieczek w zdecydowanie za dużych okularach, który nie siłą mięśni, ale wiedzą zdobywa jedną z najwyższych pozycji w tym świecie, stając się panem tego świata, decydującym o istnieniu (pod)ludzi; JF Sylvester (William Sanderson) – samotnik w zmechanizowanym świecie, odrzucony z racji choroby przez ludzi, zamiast ludzi wybiera mechaniczne zabawki, wreszcie ten, którego obawiać się należy najbardziej, cichy, z pozoru nieistniejący, pojawiający się tylko wtedy, gdy trzeba policjant Gaff, pozostawiający po sobie ślad w postaci zwierzątek origami.

   Film robił wrażenie przed laty i robi je dzisiaj. Film rozbudzał emocje przed laty, rozbudza je i dzisiaj. Każdy w nim znajdzie coś dla siebie, od „przygody” sci-fi do rozprawki moralizatorskiej, od zabawy do nauki. I to wszystko świadczy właśnie o jego wielkości i wyjątkowości. Ciekaw jestem, jak wygląda jego ciąg dalszy…

Ray

METRYCZKA:

Tytuł: Łowca androidów

Tytuł oryginalny: Blade Runner

Reżyseria: Stanley Kubrick

Scenariusz: Hampton Fancher, David Webb Peoples

Produkcja: Hongkong, USA, Wielka Brytania

Rok emisji: 1982

Gatunek: sci-fi, dramat

Obsada: Harrison Ford, Rutger Hauer, Brion James, Daryl Hannah, Sean Young, Edward James Olmost