Gabriela Adameşteanu – Stracony poranek

   Chociaż po dwóch wyjazdach do Rumunii, od dwóch lat mam już przerwę w podróżowaniu do tego państwa, to jednak zainteresowanie tym krajem bynajmniej mi nie mija. Staram się w wolnych chwilach czytać zarówno o historii tego państwa, ale też, jak tylko jest to możliwe po rumuńską literaturę. Może nie ma jej u nas za wiele, ale jest jej na tyle, by w ciągu roku po kilka tytułów udało się sięgnąć. Kilka książek mam już zresztą w zapasie, więc – jeśli tylko pozwoli na to czas i oczy, będę miał co czytać w ciągu najbliższych miesięcy.

   Jakiś czas temu w jednym z marketów, w koszu z przecenionymi książkami (przyznaję, jeśli już muszę iść do marketu, to najwięcej czasu zajmuje mi grzebanie w koszach z książkami) znalazłem książkę rumuńskiej autorki. Oczywiście nie znałem jej, ale do tego, by nabyć tę dość sporych rozmiarów książkę zachęciło mnie pochodzenie autorki. W ten oto sposób stałem się posiadaczem – jak się okazało – jednej z najbardziej znanych powieści rumuńskiej pisarki Gabrieli Adameşteanu, zatytułowanej „Stracony poranek”.

   Ponieważ rumuńscy autorzy nie są u nas jeszcze zbyt znani, dlatego muszę tu dodać, że autorka książki zajmuje się nie tylko pisanie prozy, ale jest też uznaną literaturoznawczynią, dziennikarką oraz tłumaczką. Omawiana książka ukazała się w 1984 roku, do tego tak się spodobała, że została przetłumaczona na kilka języków. Wydanie polskie ukazało się w 2012 roku, dzięki wydawnictwu WAB. I bardzo się cieszę, że się ukazało, i że zostało tak znakomicie przetłumaczone przez pana Tomasza Klimkowskiego, bowiem to jedna z najciekawszych książek, jakie miałem okazję ostatnio czytać, ze względu na język i styl, na fabułę, wreszcie na zawarte w niej liczne odniesienia do rumuńskiej historii i stosunków społecznych.

   Książka skupia się na opowieści o jednej rumuńskiej, żyjącej w Bukareszcie rodzinie z wyższych sfer, przy czym dowiadujemy się o niej z kliku różnych stron. A mianowicie bezpośrednio od członków tej rodziny (w tym np. z dziennika Ştefana Mironescu), ale też od osoby ze sfery zdecydowanie niższej, krawcowej – pani Viki Delki. Mamy zatem możliwość przyjrzeć się życiu tych ludzi z kilku stron, tej wewnętrznej i spojrzeć na nich z zewnątrz. I ten obraz – jak należy się domyśleć jest bardzo różny. Tak różny, jak – do pewnego przynajmniej czasu – różny był stopień bogactwa i miejsca w strukturze społecznej. Śledząc losy rodziny (pana Mironescu i jego żony Sofie, ich córki Yvona, siostry Sofie – Margot i jej męża, przyjaciela rodziny pana Titi Ialomiţeanu i jeszcze innych krewnych lub znajomych możemy również przyglądać się zmianom, jakie następowały w Rumunii właściwie od powstania tego państwa pod koniec XIX wieku, przez wszystkie zmiany ideologiczne i terytorialne, jakie dosięgły to państwo w XX wieku. A nie trzeba być znawcą historii, by wiedzieć, że trochę ich było. A każda zmiana władzy wewnętrznej, jak i mniej lub bardziej chciany wpływ czynników zewnętrznych, odbijały się bezpośrednio na poziomie życia, na zdrowiu i życiu mieszkańców tego państwa.

   Skupiłem się na kwestiach historycznych, bo mnie najbardziej interesują, ale nie brakuje w książce boleśnie pokazanych czynników społecznych (bieda, ogromne różnice w poziomie życia), nie zabrakło kwestii dotyczących zmian ideologicznych (w sprawie wychowania, współżycia społecznego, faszyzmu i komunizmu), ale też tych z pozoru mniej istotnych z punktu widzenia państwa, a najważniejszych z punktu widzenia każdego człowieka, a zatem kwestii rodziny, miłości, pracy, współpracy, wsparcia.

   Patrzymy na każdego z bohaterów tej książki z bardzo różnych stron, dzięki czemu mamy możliwość wręcz namacalnie poczuć się jak każde z nich, możemy zrozumieć potrzebę i wolę zachowania określonych postaw, jak też poddać takie potrzeby totalnej krytyce, gdy spojrzymy na nie z innej perspektywy. A autorka bardzo umiejętnie nam te perspektywy przedstawia, a przez to żadna z postaci, żadna z postaw nie może być oceniana jednoznacznie.

   Książka jest napisana bardzo żywym językiem, dostosowanym oczywiście do sposobu mówienia, wykształcenia bohatera, który w danym momencie opowiada. Mamy zatem prosty język prostego ludu i wysublimowane opowieści ludzi wykształconych lub przynajmniej za takich się uważających. Mamy prawdziwy, żywy język ludzi żyjących w określonym miejscu i określonym czasie. Oczywiście tutaj kolejny raz muszę wspomnieć o tłumaczu, który w perfekcyjny sposób oddał te różnice w mowie również w języku polskim.

   Bardzo się cieszę, że trafiłem na tę książkę, że ją kupiłem, że ją przeczytałem. Wciągnęła mnie od pierwszego zdania i trzymała w napięciu do samego końca. Chociaż znając historię, bez trudu można się domyśleć końca bohaterów, to jednak sposób opisania ich życia, ukazania wspomnianego tła historycznego spowodowało, że bardzo ciężko się oderwać od lektury.

Ray

METRYCZKA
Autor: Gabriela Adameşteanu
Tytuł Stracony poranek
Tytuł oryginalny: Dimineaţă pierdută
Państwo: Rumunia
Tłumaczenie: Tomasz Klimkowski
Wydawnictwo: WAB
Miejsce wydania: Warszawa
Rok wydania: 2012
Stron: 500