Ignacy Karpowicz – Sońka

   Książki rozliczeniowe są od paru lat na tak zwanym topie. Pisze się o cierpieniach Polaków, Żydów, Niemców, czy zwyczajnych tutejszych, których ostatnia (oby!) wojna przemieliła przez swoje tryby. Nikt z niej nie wyszedł bez szwanku, bez uszczerbku na zdrowiu fizycznym i/lub psychicznym.

   Bohaterki powieści Ignacego Karpowicza też wojna nie oszczędziła. Też ucierpiała, ale opowiada o tym cierpieniu zupełnie inaczej, niż inni. Opowiada o wojnie, o zmaganiach z losem, rodziną, najeźdźcami w sposób zupełnie inny, niż jesteśmy przyzwyczajeni. Bo wojna przyniosła jej nie tylko nieszczęście. Bo wojna przyniosła też największą miłość jej życia. Miłość, która przeszyła ją na wskroś, naznaczyła, odcisnęła piętno na zawsze, do samego końca jej niełatwego życia również w powojennej rzeczywistości. Pech Sońki polegał na tym, że jej miłością był Joachim – Niemiec, faszysta, prawdziwy przedstawiciel prawdziwego, najlepszego aryjskiego narodu, który – chociaż być może nawet nie chciał – to jednak wykonywał rozkazy swych panów. I mordował, jeśli nawet nie bezpośrednio, nie samodzielnie, to wydając odpowiednie rozkazy. A jednocześnie był nad wyraz delikatny, wyjątkowy wobec ładnej, choć prostej, słowiańskiej dziewczyny. Mimo wielu późniejszych nieszczęść, których był przyczyną, Joachim pozostał w pamięci Sońki jako ten jedyny, wyjątkowy. Nigdy jej nie skrzywdził, nie uderzył, nie obraził. Dał za to prezent w postaci dziecka, a przez to skazał na dalszą walkę o przetrwanie – na nie do końca chciane, ale w sumie bardzo dobre małżeństwo z Miszą, krótkie rodzicielstwo, wyobcowanie.

   Przypadkowe spotkanie dwojga zupełnie różnych ludzi, starszej, prostej wiejskiej kobiety z młodym, zdolnym bogatym, ale już też wypalonym mężczyzną powoduje, że następuje poważna zmiana w ich życiu. Ona może wreszcie wyrzucić z siebie to wszystko, co siedziało w niej, co wyznaczyło jej sposób funkcjonowania, mogła opowiedzieć o najważniejszym doznaniu w jej życiu, a potem o dalszych konsekwencjach owego doznania. On zrozumiał, że jego dotychczasowe życia składało się z samych klisz, schematów, nie tyle żył, ile ślizgał się po życiu. Igor ze swoistej „spowiedzi” Sońki, z jej życia tworzy spektakl teatralny, który pozwala mu wrócić do tworzenia, wrócić na scenę, wrócić do życia. Ich przypadkowe spotkanie odmieniło ich samych, ale też – dzięki wspomnianemu spektaklowi – być może wpłynęło również na zmianę życia innych ludzi.

   Przeczytałem tę książkę w ubiegłym roku, pożyczoną od znajomej. Zaskoczyła mnie właściwie wszystkim. Pamiętam, że próbowałem coś o niej napisać, ale mi się nie udało. Bo nie umiałem w paru słowach opisać tego, co autor książki w niej zawarł, bo nie wiedziałem, jak napisać nie tyle o samej historii, ile o tym, jak bardzo mnie poruszyła, jak głęboko we mnie weszła. Nie umiałem napisać, ale też nie miałem ochoty zwrócić tej książki. Musiałem ją mieć dla siebie. Zatem kupiliśmy ją, a ja przeczytałem ją ponownie, zacząłem pisać ten tekst i znów utknąłem po kilku zdaniach. Chyba nie potrafię o niej napisać nic więcej poza tym, że „Sońka” to znakomicie napisana, prosta historia prostej kobiety. Ale też historia o najważniejszym uczuciu. To prosta historia o miłości.

Ray

METRYCZKA:
Autor: Ignacy Karpowicz
Tytuł: Sońka
Państwo: Polska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Miejsce wydania: Kraków
Rok wydania: 2014
Stron: 208

Recenzja ukazała się pierwotnie na stronie Agencji Metal Mundus