Kazuo Ishiguro – Malarz świata ułudy

   Przyznanie nagrody Nobla dla Kazuo Ishiguro nie było dla mnie szokiem, nie wzbudziło nadmiernych emocji. Nie pierwszy już raz zastanawiałem się nad tym, co decyduje o kwalifikowaniu poszczególnych autorów, co decyduje o przyznaniu nagrody określonej osobie. Wiele nazwisk wciąż czeka, wiele nie doczekało. Z wieloma decyzjami zgadzają się wszyscy, na inne narzekają. Nobel dla Ishiguro wzbudził trochę sprzeciwów, uznaje się go wszak za pisarza „dobrego”, ale nie „wybitnego”. Ja nie jestem literaturoznawcą, jestem tylko miłośnikiem książek. Mam „swoich” autorów, mam „swoje” tytuły, nie czytam książek dlatego, że napisane zostały przez mniej lub bardziej utytułowanych autorów, czytam to, co wpadnie mi w ręce, co zostanie mi polecone, próbuję rzeczy łatwych i sięgam po trudniejsze. Staram się nie wartościować, a już na pewno nie lubię i nie zamierzam decydować, kto jest wybitnym, a kto tylko dobrym pisarzem. W swoich recenzjach piszę raczej o tym, czy konkretna książka wywołała we mnie jakieś emocje, czy też nie, czy zachwycił mnie jej język, czy nie, czy wciągnęła mnie jej fabuła, czy też śmiertelnie znudziła.

   Kiedy usłyszałem werdykt szanownych szwedzkich akademików, sięgnąłem po książkę Kazuo Ishiguro, którą czytałem przed wielu laty, wtedy jeszcze pożyczoną z biblioteki. Później ją kupiłem, a teraz znów mogłem zagłębić się w przedstawione przez pisarza zawiłości japońskiej kultury, sztuki, obyczajów, a przede wszystkim zawiłości w kwestiach moralnych i społecznych. Ta właśnie książka była dla mnie jednym ze znakomitych przykładów, opowiadających, co z człowiekiem robi ideologia, przykładów pokazujących, jak różnie można interpretować pewne zakazy, uświadamiająca, że idealność nie istnieje, że każdy czyn, dokonany w imię określonych wartości może stać się czynem owe wartości przekreślającym.      

   Mieszkający w Wielkiej Brytanii, a pochodzący z Japonii autor powieści, przenosi nas w tej właśnie książce do jego pierwszej ojczyzny, do Japonii. Głównym bohaterem powieści jest malarz, który zrobił sporą karierę jeszcze przed II wojną światową, nie stracił znaczenia po jej zakończeniu, a teraz – już emerytowany – próbuje przede wszystkim przed samym sobą obronić swoją postawę sprzed wojny. A tą postawą było posłuszeństwo, była wiara w wyznawaną ideologię. Bo chociaż szukał dla siebie nowej drogi w kwestii malarstwa, to jednak stał na twardym stanowisku w kwestiach światopoglądowych. A to z kolei „zmusiło” go do zadenuncjowania swojego studenta. Ów donos wpłynął na karierę i życie tego człowieka.

   Autor zmusza nas zatem do zastanowienia się, czy trwanie przy określonych poglądach jest najwyższą wartością w każdej sytuacji. Czy obrona pewnej ideologii warta jest poświęcenia ludzkiego życia, czy rzeczywiście nie mogą obok siebie istnieć różne poglądy? Przenosząc to dalej, czy wyznawanie innej religii, czytanie innych książek, malowanie obrazów niezgodnych z panującą ideologią jest czymś tak złym, niewłaściwym, że winniśmy wyrugować takie poglądy i głoszących ich ludzi z naszej społeczności? Czy coś, co dzisiaj wydaje nam się rzeczywistością, nie jest przypadkiem… ułudą?

   Te pytania pojawiają się przez całą książkę. Ich znaczenie narasta wraz z toczącą się historią. Bo śledząc losy malarza, śledzimy losy miejsca, w który żyje, ale też losy całego kraju, całego narodu. To wszystko, co istniało przed wojną, jak ulice miasta, po wojnie nie istnieje, później w tych samych miejscach powstają nowe budynki, powstaje nowe życie. To, co wydawało się stałe, niezmienne, uległo zniszczeniu, w to miejsce przyszło nowe. To, co kiedyś miało znaczenie (ideologia, tradycja, obyczaje) ulega modyfikacjom, a czasami zupełnie znika. Najwyraźniej to widać w sposobie życia, wychowania kolejnych pokoleń. Coś, co było nie do pomyślenia za życia dziadka, jest czymś naturalnym dla życia jego wnuka. Tak było zawsze i nic nie zatrzyma tego procesu. Oczywiście nie wszystkie zmiany są zmianami na lepsze, ale tak naprawdę, kto ma dokonywać tych ocen. Nasi dziadkowie, rodzice, my, czy nasze dzieci? Wszak każdy z nas będzie bronił swego. 

   Zdaję sobie sprawę, że nie da się zatrzymać zmian, nie da się zatrzymać postępu (chociaż – jak zawsze – będzie grono ludzi, którzy w imię wyznawanych przez siebie poglądów, będą bronić barykad…), każda ideologia ulegać będzie przekształceniom. Mam tylko jedną nadzieję, że pewne zasady nie znikną z naszego życia, że dalej będą wyznawane, że dalej będą tworzyć bazę dla życia większości ludzi. Że takie słowa, jak wolność, tolerancja, miłość, solidarność i wiele innych wciąż będą miały znaczenie. I chociaż nie da się być obiektywnym w każdej sytuacji, to jednak słowa „ja”, „moje”, będą rzadziej używane od słów „my”, „nasze”, „wspólne”.

Ray  

 

METRYCZKA:

Autor: Kazuo Ishiguro

Tytuł: Malarz świata ułudy

Tytuł oryginalny: An Artist Of The Floating World

Państwo: Wielka Brytania

Tłumaczenie: Maria Skroczyńska – Miklaszewska

Wydawnictwo: Albatros

Miejsce wydania: Warszawa

Rok wydania: 2010

Stron: 306