Roberto Bolaño – Monsieur Pain

   Jakimś cudem udało mi się przed samymi Świętami kupić jedną z dwóch brakujących mi książek Roberta Bolaño, zatytułowaną „Monsieur Pain”. Podejrzewałem, że pozostanie mi szukanie tego tytułu i „Chilijskiego nokturnu” gdzieś po antykwariatach, których – swoją drogą – też już za wiele nie ma. A tu taka niespodzianka! Książka leżała sobie na półce w jednym z salonów pewnej sieci, w której o ciekawe książki, niestety, coraz trudniej…

   „Monsieur Pain” jest jedną z pierwszych książek chilijskiego pisarza, napisaną – jak sam informuje – w 1981 lub 1982 roku. To ona stała się kanwą jednego z opowiadań zamieszczonych w zbiorze „Rozmowy telefoniczne”. Albowiem „Los książki był zmienny i pełen przygód. Zatytułowana (…)„ Ścieżka słoni”, otrzymała ona nagrodę imienia Félixa Urabayena, przyznawaną przez władze miasta Toledo w dziedzinie krótkiej powieści. Nieco wcześniej, pod innym tytułem, została wyróżniona na konkursie w stolicy innej prowincji.”

   Chociaż ma w sobie zaczątki charakterystycznego stylu Bolaño, to jednak tylko zaczątki. Jest inna od jej następczyń. Bardziej „odjechana”, mniej wyrazista, bardziej zagmatwana. Chciałbym napisać, że bardziej tajemnicza, ale obawiam się, że to słowo nie do końca byłoby tu na miejscu. Autor na wstępie książki cytuje fragment „Objawienia mesmerycznego” Edgara Allana Poe, i w jakiś sposób cała książka jest napisana trochę pod wpływem amerykańskiego poety i pisarza. Miała być tajemniczość, miał być niepokój, miały być lekkie dreszcze, trochę magii i masa niedopowiedzeń. Miało być to wszystko, ale… nie ma nic. Przynajmniej ja tego nie czuję. Zdecydowanie wolę późniejsze książki. Chociaż akcji (poza chyba „Lodowiskiem”) też w nich za wiele nie ma, to jednak mają ten specyficzny, niepowtarzalny klimat, ten wyjątkowy, często właśnie tajemniczy nastrój. A w przypadku tej mini powieści zdecydowanie ich brak.

   Ciężko nawet do końca ustalić, o co w niej chodzi. Mesmerysta Pierre Pain został poproszony przez madame Raynaud o pomoc w wyleczeniu męża jej przyjaciółki pana Vallejo, który cierpi na czkawkę. Nic poza tym mu nie dolega. Ale z każdym dniem zbliża się do śmierci. Pain podjąłby się zadania, ale na drodze stają mu dwaj tajemniczy Hiszpanie, którzy płacą mu łapówkę, aby zrezygnował z tego zlecenia. Później wiele razy jeszcze utrudniano mu dostęp do chorego, a sam Pain czuł się wciąż obserwowany, zagrożony. Trudno jednoznacznie ustalić, co dzieje się w rzeczywistości, co w wyobraźni bohatera. Nie jest to zabieg nowy, ale w przypadku tej powieści zupełnie mi nie leży. To zagmatwanie, ta nadmierna, jakby na siłę próba stworzenia thrillera wydaje mi się zupełnie nieudana. Być może czegoś nie wyłapałem, być może czegoś nie rozumiem, ale zdecydowanie nie wzięła mnie ta książka. Powiedziałbym wręcz, że trochę zmęczyła.

   Na końcu powieści pojawiają się, znane z kilku późniejszych książek, encyklopedyczne wypisy z biografii bohaterów książki. I one chyba wypadają najlepiej. Wcale się zatem nie dziwię, że ten pomysł został wykorzystany w intrygującej „Literaturze faszystowskiej w obu Amerykach”.

   Cieszę się, że przeczytałem tę książkę, poznałem początki pisarskiej drogi jednego z moich ulubionych autorów. Cieszę się, że przeczytałem tę książkę jako jedną z ostatnich jego książek, przetłumaczonych na język polski, bo gdyby ona była pierwszą lekturą z pisarskiego dorobku Bolaño, zapewne nie sięgnąłbym po te późniejsze. W tym wypadku przygoda od końca (wszak zacząłem od ostatniej książki pisarza, niedokończonej powieści „2666”) okazała się dobrym wyborem. Przypadkowym, ale dobrym!

Ray

METRYCZKA:
Autor: Roberto Bolaño
Tytuł: Monsieur Pain
Państwo: Chile
Tłumaczenie: Anna Topczewska
Wydawnictwo: Muza
Miejsce wydania: Warszawa
Rok wydania: 2010
Stron: 144

 

Recenzja, w trochę innej wersji, ukazała się na blogu raymundus.pl w dniu 03.01.2015 r.