Bartas SZYMONIAK – Alarm (SP Records, 2017)

Bartas SZYMONIAK – Alarm (SP Records, 2017)

01. Beatrock – introdukcja
02. Alarm
03. Chore myśli
04. Śpiew murów
05. Portret
06. Wiatr
07. Nie ma sprawiedliwości
08. Hymn wieczorów miejskich
09. Młodość – bez imienia

Skład:
Bartas Szymoniak – wokal
Michał Parzymięso – gitara

   Bartas Szymoniak był jednym z nielicznych młodych artystów, którego muzykę poznałem nie z płyty czy poprzez internet, ale na koncercie. Namówiony przez panią z wydawnictwa SP Records, udałem się któregoś dnia na koncert muzyka do warszawskiego klubu Chwila. Chociaż nazwa uprawianego przez Bartasa stylu, czyli „beat rock” raczej nie zachęcała do zapoznania się z jego twórczością, postanowiłem zaryzykować. I – jak opisałem w relacji – wcale nie żałowałem (relacja, zamieszczona wcześniej na stronie AMM, wkrótce pojawi się na stronie ArtMundus) Wręcz przeciwnie, bardzo mnie zaintrygowała wykonywana przez duet (Bartasa wspierał gitarzysta) muzyka, więc jak tylko dowiedziałem się, że pojawiła się nowa płyta artysty, „upomniałem się” u wydawcy o muzykę. Bo bardzo byłem zainteresowany nowym albumem Bartasa. Moje zainteresowanie wzrosło, kiedy dowiedziałem się, że młody człowiek postanowił tym razem oprzeć płytę na tekstach innych młodych ludzi: Tadeusza Gajcego, Krzysztofa K.Baczyńskiego i trochę starszego Antoniego Słonimskiego, dodając do nich jeden swój autorski tekst.

   Płyta intryguje już od pierwszego utworu – introdukcji, zatytułowanej „Beatrock”, która znakomicie wprowadza słuchacza w specyficzny nastrój całego albumu. Nastój zadumy i melancholii, jak melancholijne i zmuszające do zadumy są śpiewane przez Bartasa teksty. Przy czym melancholia i zaduma wcale nie oznaczają nudy, wcale nie oznaczają patosu, czy zbędnego napuszenia. Wymyślona i zagrana/zaśpiewana przez Bartasa muzyka jest taka… normalna, prosta, delikatna. I w tym cała jej siła, i w tym cała siła całego albumu.

   Na początek wiersz, który stał się tytułem całej płyty. To słynny, niezwykle poruszający wiersz Antoniego Słonimskiego „Alarm”. Przez lata zdarzyło mi się słyszeć bardzo różne interpretacje tego utworu, ale chyba pierwszy raz spotkałem się z takim delikatnym, spokojnym jego odczytaniem. To wiersz, który wzbudza emocje, to wiersz, który wymaga mocnego głosu, to przecież alarm. A tymczasem Bartas zrobił go zupełnie inaczej. Przyznaję, że sam nie wiem, czy lepiej, czy gorzej, na pewno inaczej. Na pewno w sposób, którego bym się nie spodziewał. A czy wiersz coś stracił przez taką interpretację? Wydaje mi się, że nic nie stracił. Jego siła oddziaływania wciąż pozostaje niezwykła.

 Kolejne wiersze, z racji ich formy i treści perfekcyjnie współgrają z ową delikatną, subtelną muzyką Bartasa, która dodaje im piękna, dodaje specyficznej atmosfery. Najpierw niezwykle liryczny, melancholijny wiersz Krzysztofa Kamila Baczyńskiego z 1938 roku, zatytułowany „Chore myśli”, intrygujący, „uduchowiony”, obdarzony ciałem (i intrygującą wokalizą) przez wokalistę. Jakże inny to jeszcze Baczyński, jeszcze młody, a już taki dorosły, a wiersz intrygujący, w którym rzeczywistość miesza się z fantazją. Potem wracamy do czasu wojny, a Bartas z towarzyszeniem gitary delikatnie zaśpiewał poruszający wiersz Tadeusza Gajcego „Śpiew murów”. Sam w sobie poruszający wiersz nabiera dodatkowego znaczenia, gdy uświadomimy sobie, że właściwie chwilę później, jego autor zginął pod murami. Rozwinięciem tego wiersza jest ostrzejszy w wyrazie (i ostrzej zaśpiewany) kolejny wiersz Gajcego, czyli „Portret”. Mocny wiersz (właściwie jego fragment) przekonująco wykonany przez Bartasa i Michała, zdecydowanie i z młodzieńczym ogniem.

   A potem powrót do Baczyńskiego i niezwykły apel w postaci wiersza „Wiatr”. Niezwykle poruszający, z wyczuciem zagrany i zaśpiewany. Po nim jedyny autorski utwór Bartasa, klimatycznie związany z pozostałymi, obdarzony ciekawą aranżacją. I wreszcie dwa poruszające wiersze Baczyńskiego. Piękne, wzruszające, niezwykle mocne. „Hymn wieczorów miejskich” dostał ostrzejszą muzyczna oprawę, natomiast „Miłość – bez imienia” ujęty został w formę delikatnej, gitarowej ballady.

   Mam tę muzykę zaledwie od kilku dni, i każdego dnia jej słucham, i za każdym razem odkrywam w niej coś nowego. Jest w niej niesamowity urok, jakaś magia, zwyczajne, poruszające piękno. Skromne, delikatne aranżacje dodały tym wzruszającym wierszom nowego życia, nadały im nowego wymiaru. Uwspółcześniły je, ale nie zawłaszczyły, nie zniszczyły ich klimatu, nie umniejszyły treści. Bartas i Michał znakomicie wykonali swoją pracę. Już dziś wiem, że ta płyta często będzie gościć w moim odtwarzaczu, a część utworów (bo już tak postrzegam związek tych wierszy z muzyką Bartasa) głęboko zapadła mi w serce.

Ray

Recenzja ukazała się wcześniej na stronie Agencji Metal Mundus