BELIEVE – VII Widows (wydanie własne, 2017)

BELIEVE – „VII Widows” (wydanie własne, 2017)

01. I
02. II
03. III
04. IV
05. V
06. VI
07. VII

Skład:
Łukasz Ociepa – wokal
Mirek Gil – gitara
Satomi – skrzypce, klawisze
Przemas Zawadzki – bas
Robert „Qba” Kubajek – perkusja

   Jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało – jesień „rozkwita”. Na chodnikach tworzą się liściaste dywany, nisko nad głowami przesuwają się zazwyczaj ciemne chmury, na wystawach sklepów zaczynają królować dynie, a słońce tylko od czasu do czasu pokazuje swoją przygaszoną już twarz. W takie dni człowiek ma ochotę na krótki spacer, najlepiej po parku czy lesie, a potem nim chce się usiąść w wygodnym fotelu z ciepłą herbatą w jednej, owocową nalewką w drugiej ręce i posłuchać jakiejś dobrej, jesiennej muzyki. I oto mistrz progresywnej gitary Mirek Gil kolejny raz przychodzi nam z pomocą, prezentując kolejny już album grupy BELIEVE.

   Jestem wielkim miłośnikiem gry Mirka i zespołu Believe, każdą płytę przyjmuję z wielką radością, zatem i ta najnowsza, zatytułowana „VII Widows” natychmiast trafiła do mojego odtwarzacza, a za jego pośrednictwem do samiutkiego serca. Bo muzyka Believe to muzyka dla wrażliwych osób, to muzyka serca. Muzyka grana od serca, dla serca. Muzyka delikatna, nostalgiczna, melancholijna, to muzyka jesieni. Muzyka zadumy, muzyka refleksji. Muzyka głaszcząca uszy, a jednocześnie wchodząca głęboko pod skórę, wnikająca w krwiobieg.

   Nazbyt poetycko dla jednych, trywialnie dla innych zabrzmią zapewne te słowa. Ale nie potrafię inaczej opisać tego, co Believe robi od samego początku swojej muzycznej drogi. Mam to szczęście, że grupę poznałem zaraz po wydaniu pierwszego albumu, mogłem słuchać ich na koncertach, mogłem rozmawiać z muzykami, a przez to też zupełnie inaczej odbierałem ich dokonania. I chociaż później moje drogi z Mirkiem nie stykały się za często, to jednak wciąż powstawała muzyka zespołu, która zawsze wywoływała silne emocje. Bo bez względu na muzyków i wokalistów, których przez tę ładnych parę lat działania zespołu trochę się przewinęło przez zespół, to jego trzon trwa na raz obranej drodze. I dzieli się z nami kolejnymi utworami. Charakterystycznie brzmiąca gitara Mirka Gila, delikatne brzmienie skrzypiec Satomi i oryginalne partie basu Przemasa były, są i – mam nadzieję – długo jeszcze będą nadawać charakteru muzyce Believe.

   Po okresie „ostrzejszego” grania w czasach Tomka Różyckiego, do zespołu dołączył zdecydowanie łagodniejszy Karol Wróblewski, co oczywiście wpłynęło na całokształt muzyki zespołu. Po odejściu Karola przez zespół przewinęło się parę osób, ale w nagraniu nowego, długo wyczekiwanego albumu Believe wziął udział Łukasz Ociepa, którego sposób śpiewu nawiązuje do wcześniejszych dokonań Karola. Udowadnia to jednocześnie, że grupa nie szukała nowej formuły, nie chciała szukać nowych dróg swojego rozwoju. I mnie akurat taka postawa bardzo cieszy. Bo ja się przyzwyczajam, bo sięgając po kolejny krążek określonego wykonawcy chciałbym dostać jego nowe utwory, ale utrzymane w formule, którą prezentował wcześniej.

   Nowy album Believe jest taki, jakiego właśnie chciałem, jakiego się spodziewałem, jakiego miałem nadzieję dostać. To album, na którym zachowane zostały wszystkie dobre patenty, wszystkie charakterystyczne cechy, które zespół wypracował przez lata działalności. „VII Widows” – mimo zmian na stanowisku wokalisty i perkusisty – nie przynosi nowego obrazu zespołu, to album bardzo konserwatywny, znakomicie wpisujący się w dotychczasowy dorobek. Siedem utworów tworzy wyjątkowy, tworzony tylko i wyłącznie przez Believe, klimat, nastrój, specyficzny świat. Muzycznie jest tak, jak chciałem, dostajemy całą masę ciekawych technicznych zagrywek ukrytych pod przeogromną ilością pięknych, nastrojowych melodii. Dostajemy charakterystyczne dla Believe intrygujące partie perkusji i basu, piękne tła (aczkolwiek nie tylko tła) klawiszy i solowych partii skrzypiec Satomi i te jakże charakterystyczne „plumkania” gitary. Nie wyobrażam sobie albumu Belive bez tych wszystkich elementów.

   Muzyka jest nastrojowa, melancholijna, podkreślająca wyjątkowo smutne teksty. Bo jak sam tytuł albumu wskazuje – to tak naprawdę album o trwaniu po śmierci bliskiej osoby. To problem, przed który w pewnym momencie swojego życia staje prawie każdy człowiek. Napisane z niezwykłą wrażliwością przez Roberta Sieradzkiego wyrażają ból i rozpacz, wyrażają niezgodę na taki świat, na odejście bliskiego, na utratę. Są bólem i oskarżeniem, wyrazem niemocy i poddania się, obrazem tęsknoty i samotności. Pięknie zaśpiewane przez Łukasza, wzmocnione cudowną muzyką docierają nie tylko do wspomnianego serca, docierają w każdą cześć ciała. I tkwią w niej długo po wyłączeniu płyty.

   Cieszę się ogromnie, że zespół wrócił, że wrócił z tak piękną, niezwykłą, poruszającą płytą.

Ray