DANTE FOX – Six String Revolver (AOR Heaven, 2017)

DANTE FOX – Six String Revolver (AOR Heaven, 2017)

01. Firing My Heart
02. Lonely
03. Under The City Lights
04. A Matter Of Time
05. Still Remember Love
06. Lost And Lonely Heart
07. Remember My Name
08. All That I Need
09. I Can’t Sleep
10. How Do We Learn About Love
11. All That I Need (acoustic version)

Skład:
Sue Willets Manford – wokal
Tim Manford – gitara, chórki
Alan Mills – bas
Eric Ragno – klawisze
 

   Trafiła do mnie ta płyty (niestety tylko w postaci plików mp3) razem z licznymi innymi płytami, którymi zasypywana wręcz jest redakcja Metal Mundusa. Od czasu do czasu wśród tego zalewu zazwyczaj metalowej muzyki trafiają się jednak i płyty, w których metalu jest niewiele lub nawet wcale go nie ma. W przypadku zespołu DANTE FOX mamy do czynienia z melodyjnym rockiem, który ma w sobie elementy hard rocka, ale ponieważ nie ma ich za wiele, uznałem, że strona ArtMundus będzie zdecydowanie lepszym miejscem do zaprezentowania tego albumu, bo jestem pewien, że prezentowana przez grupę muzyka zasługuje, by poznało ją szersze grono słuchaczy, a nie tylko miłośnicy mocniejszych dźwięków.

   Wiem, że wieku nie powinno się nikomu wypominać, a już na pewno nie kobietom, ale trudno nie wspomnieć, że zespół DANTE FOX to zespół już dość leciwy, mający za sobą ładnych kilka lat grania jeszcze w latach 80. i 90. ubiegłego wieku. Jego początki sięgają września 1989 roku, kiedy to wokalistka Sue Willets namówiła do współpracy gitarzystę Tima Manforda, by stworzyli rockowy band. Grupa ciężko pracowała koncertując, pojawiła się również w telewizji. Jednak na debiutancki album trzeba było czekać do 1996 roku. Wtedy światło dzienne ujrzał krążek, zatytułowany „Under Suspicion”. Trzy lata później pojawił się jego następca „The Fire Within”.

   Z nie do końca jasnych powodów zespół postanowił zrobić sobie przerwę. Na szczęście dla miłośników świetnego melodyjnego rockowo – hard rockowego grania, muzycy nie wytrzymali długo i wrócili na scenę w 2005 roku. Niestety w dalszym ciągu nie przesadzali z wydawaniem kolejnych krążków, albowiem do omawianego albumu, na rynku pojawiły się kolejno płyty: „Under The Seven Skies” (2007), „Lost Man’s Ground” (2012) i „Breatless” (2016).

   Upłynął zaledwie rok, a zespół sprezentował nam nowy krążek, zatytułowany „Six String Revolver”. I dobrze się stało, bo skoro zespół jest w stanie tworzyć taką muzykę, to wielkim byłoby błędem chowanie jej w głowach, czy szufladach. Na krążku znalazło się dziesięć utworów (plus jedno bonusowe nagranie, którego nie miałem jednak okazji posłuchać), a każdy z nich to perełka rockowo – hard rockowej muzyki. Każdy z utworów obdarzony został zarówno ładną, wpadającą natychmiast w ucho melodią, każdy wyposażono w ciekawe zagrywki gitary, intrygujące pasaże klawiszy i sprawnie działające partie rytmiczne. Każdy numer to wręcz potencjalny hit, który ze spokojem mógłby brylować w każdym normalnym radiu (gdyby tylko takie były…).

   Zespół sięga do hard rocka, od czasu do czasu pojawiają się ostrzejsze wypady gitary, czasami mocniejsze wejścia klawiszy, ale większość numerów to klasyczni przedstawiciele klasycznego melodyjnego rocka. Znajdziemy w muzyce Dante Fox wpływy wielu wykonawców (od Whitesnake, przez Heart, po Roxette), ale cóż się dziwić, zespół wszak powstał jeszcze w latach osiemdziesiątych XX., zatem ma w sobie tę wyjątkową umiejętność komponowania i grania numerów, jaką miały zespoły tworzące w tamtym czasie.  Ale „starość” kompozycji umiejętnie ubiera w nowoczesne możliwości techniczno – brzmieniowe, dlatego tak cały album, jak i każdy pojedynczy utwór brzmią znakomicie.

   Ciężko wymienić utwory, które wybijają się ponad inne. Zespół skutecznie zadbał, żeby każda kompozycja była na wysokim poziomie. Chociaż różnią się tempem, dynamiką, wykorzystaniem potencjału poszczególnych instrumentów, klimatem, sposobem śpiewania Sue, to wszystkie numery zachwycają. Słucha się tej płyty z przeogromną radością.

   Wielka to szkoda, że taka muzyka nie trafia do szerszego grona odbiorców, że wrzucana jest do wora z napisem „nie ruszać”, że zamiast dobrze przygotowanych, znakomicie zagranych i zaśpiewanych utworów, uszy młodych ludzi zalewane są jakąś popeliną. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy lubią dobre rockowe granie na najwyższym poziomie, którzy lubią posłuchać świetnych piosenek (oczywiście o miłości), poszukają tej płyty i raczyć się będę i radować płynącą z niej muzyką.

Ray