DELTA DEEP – Delta Deep (Mailboat Records, 2015)

01. Bang The Lid
02. Whiskey
03. Down In The Delta
04. Treat Her Like Candy
05. Miss Me
06. Burnt Sally
07. Private Number (feat. David Coverdale)
08. Shuffle Sweet
09. Black Coffee (feat. Paul Cook, Simon Laffy)
10. Feelit
11. Mistreated (feat. Joe Elliot)

Skład:
Phil Collen (gitara)
Debbie Blackwell-Cook (wokal)
Robert DeLeo (bas)
Forrest Robinson (perkusja)

   Nie pamiętam już dokładnie, gdzie przeczytałem, że gitarzysta jednego z moich ulubionych zespołów hevay metalowych – Def Leppard – Phil Collen powołała do życia nową grupę, w której postanowił pokazać swoje drugie oblicze. Ponieważ jestem fanem twórczości DF od wielu lat, musiałem poszukać tego krążku, by na własne uszy usłyszeć, co lubi robić Phil w chwilach wolnych od pracy w Def Leppard (i innego projektu, czyli Manraze).

   I już po pierwszym słuchaniu uznałem, że ten nowy projekt muzyka, nazwany Delta Deep, mógłby przemienić się w stały zespół. Albowiem zaproponowana przez Collena muzyka – chociaż wykorzystuje stare, ograne patenty – to jednak brzmi całkiem świeżo, a już na pewno dobrze się jej słucha.

   Pierwszy (i mam nadzieję, że nie ostatni) krążek projektu jest mieszanką prawie wszystkiego, co może się kojarzyć (a dokładniej – kojarzy się) z amerykańską muzyką. Jest tu sporo bluesa, jest trochę rocka, a nawet rocka z elementami pop. Jest spora dawka chwytliwych melodii, trochę numerów do bujania, parę do podumania, nie zabrakło też prawdziwego hard rockowego hiciora w postaci przeróbki „Mistreated” zespołu Deep Purple. Żeby było oryginalniej, partie wokalne w tym numerze wykonuje też kolega Collena z Def Leppard – Joe Elliot. Za to oryginalny wykonawca, nieśmiertelny i wiecznie młody David Coverdale udzielił się wokalnie w utworze „Private Number”. W numerze „Black Coffee” zagrali z kolei perkusista Paul Cook (The Sex Pistols) i basista Simon Laffy.

   Według opisu na stronie grupy, jej początków należy szukać już w 2012 roku, kiedy wokalistka Debbi Blackwell-Cook (swoją drogą, chrzestna małżonki Collena – Helen), która miała okazję współpracować z Michaelem Buble i Lutherem Vandrossem, zaśpiewała do kilku demówek Collena. Zrobiła to tak dobrze, że trójka (wspólnie z Helen) postanowiła napisać kilka utworów, które ostatecznie stworzyły tę płytę. Do nagrań muzyk zaprosił znakomitego perkusistę Forresta Robinsona (India Arie, Joe Sample & The Crusaders) oraz znanego z udziału w Stone Temple Pilots basistę Roberta DeLeo.

   Debbi obdarzona jest delikatnym, ciekawym, ciepłym głosem (nawet wtedy, kiedy śpiewa ostrzej!). Akceptuje się go już w pierwszym utworze, trzeba tylko zaakceptować jej manierę (sporo specyficznych „zaciągań”, momentami kojarzącymi się np. z… Kravitzem), ale naprawdę słucha się tych wokaliz nadzwyczaj dobrze.

   A muzyka Delta Deep jest dość zróżnicowana. Jak pisałem wyżej, na krążku pojawiają się zarówno klasyczne utwory bluesowe – niezwykle żywiołowe, jak w przypadku „Bang The Lid” czy „Burnt Sally”, lekko funkujące („Miss Me”), rozbujane i z cudnym chórkiem („Black Coffee), czy klasyczne, do zadumania się („Whiskey”), ale też utwory jakby wyjęte z innego obszaru muzycznego, jak rockowe „Down In The Delta”, „Private Number”, „Shuffle Sweet”, czy zrobiony na letni hicior „Feelit”, jak klasycznie amerykański, balladowy (ja takie granie nazywam „wagonowym”) numer „Threat Her Like Candy” po wspomniany już hard rockowy numer „Mistreated”, oryginalnie zaśpiewany i jeszcze oryginalniej zagrany. Chociaż ciekawa jest ta wersja, to dla mnie najlepszym, wręcz wzorcowym wykonaniem tego utworu może się pochwalić nasz Kruk.

   I na koniec rzecz zdecydowanie najważniejsza – gitara. Bez względu na to, w jakim stylu muzycznym gra Collen, jego gitara najzwyczajniej błyszczy. O tym, że potrafi grać wspaniałe riffy i znakomite solówki, pokazał już w Def Leppard, natomiast to, jak prowadzi partie gitary w bluesowych numerach świadczy o wyjątkowej klasie technicznej, ale też wspaniałym słuchu i wyobraźni muzycznej muzyki. Collen nie przegina z szybkością, ani ilością wygrywanych nut. Stara się grać bardzo oszczędnie, właśnie tak, jak grają najlepsi. I to przynosi efekt w postaci znakomicie zagranych, znakomicie zaaranżowanych utworów, które znalazły się na tym krążku.

   Cieszę się ogromnie, że Phil nagrał taką płytę, mam nadzieję, że spotka się ona z właściwym jej uznaniem, a on sam – w przerwach między tworzeniem dla Def Leppard (swoją drogą przydałaby się nowa, bardziej metalowa płyta!) – niech dalej gra i nagrywa z Delta Deep.

Ray

Recenzja ukazała się na stronie Agencji Metal Mundus w 2015 roku