Marek Dyjak – Gintrowski (Kayax, 2019)

01. A my nie chcemy uciekać stąd
02. Modlitwa o wschodzie słońca
03. Birkenau
04. Zmiennicy
05. Tylko kołysanka
06. Margrabia Wielopolski
07. Karol Levittoux
08. Gdy tak siedzimy
09. Autoportret Witkacego
10. Przyjaciele, których nie miałem

skład:
Marek Dyjak – wokal
Marek Tarnowski – klawisze, akordeon
Jerzy Małek – trąbka
Michał Jaros – kontrabas
Sławomir Koryzno- perkusja
Arkadiusz Skolik – perkusja
Tomasz Piątek – saksofon

   Pamiętam te pieśni jeszcze z lat młodości. Nie były tylko piękne i mocne tekstowo, były ważne, bo poruszały ważne dla nas wszystkich sprawy. Tłumaczyły, że bez względu na okoliczności, należy być człowiekiem. I pomagały te treści, podane charakterystycznym głosem i z niebywałą energią przez Przemysława Gintrowskiego. Pomagały, pobudzały, wzruszały. I uczyły. I dawały siłę.

   Jeszcze do niedawna byłem pewien, że absolutnie nikt nie zbliży się ze swoją interpretacją do oryginałów, że nikt nie będzie w stanie zaśpiewać tych utworów z taką siłą, z taką mocą przekonywania. Byłem pewien, że nikt nie podda ich obróbce, która nie będzie tylko wiernym odwzorowaniem tych utworów, ale stworzy na ich podstawie coś równie wielkiego i wybitnego. Jeszcze do niedawna tak myślałem, a teraz już wiem, że udało się to zrobić jednemu człowiekowi i zaproszonym przez niego do współpracy gościom.

   Ten człowiek to Marek Dyjak. Człowiek o potężnym, niskim głosie, a zatem zbliżonym do głosu Przemysława Gintrowskiego, ale o zupełnie innym temperamencie. I owa zmiana temperamentu, zmiana temp, zmiana nastroju tych kompozycji spowodowała, że ta płyta jest tak wspaniała. Pan Marek zrobił z tych energetycznych, pobudzających protest songów, które miały wszak (przynajmniej niektóre) porywać do dalszej walki o wolne państwo, o wolność jako taką, stały się pieśniami bardziej stonowanymi, melancholijnymi, wzruszającymi, ale nic a nic nie straciły ze swojej siły. Bo ta siła tkwi w niepowtarzalnych melodiach, bo ta siła tkwi w wyjątkowych tekstach znakomitych autorów. To teksty wyjątkowe, teksty mądre, poruszające, wzruszające, teksty nieobojętne. Teksty dla wrażliwych, teksty dla mądrych, teksty dla tych, którzy dzięki nim mogą się stać mądrymi i wrażliwymi.

   To teksty ponadczasowe, teksty bolesne. To teksty pisane w określonych czasach i w określonych sytuacjach, to teksty pisane, by poruszać, by przypominać, by powodować. Powodować zmiany w nas i w otaczającej nas przestrzeni. To teksty, które brzmiały wyjątkowo kiedyś i brzmią tak dzisiaj. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy kraj znów jest wręcz w stanie wojny. Wojny na słowa, wojny na gesty, wojny na czyny. Kiedyś były o walce z wrogiem zewnętrznym, dzisiaj opisują naszą wewnętrzną walkę.

   Spójrzmy tylko na tytuły, których znakomitą większość przecież dobrze znamy. „A my nie chcemy uciekać stąd” Jacka Kaczmarskiego. Jakże żywy i aktualny, bo przecież „stanął w ogniu nasz wielki dom! Dom dla psychicznie i nerwowo chorych”. Jakiż na czasie to tekst! A jak wiele mówi się ostatnio o pogardzie, o nienawiści, bo wszak wiele jej wokół nas. Jak – zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń – nie zaśpiewać „Ale chroń mnie Panie od pogardy, od nienawiści strzeż mnie Boże”, poruszających słów z „Modlitwy o wschodzie słońca” Natana Tenenbauma? A jakże mocno przygniata człowieka świadomość tego, do czego zdolny jest człowiek, gdy słucha się krótkiego, ale niezwykle przejmującego wiersza „Birkenau” autorstwa Jacka Kaczmarskiego, niesamowicie zaśpiewanego przez Marka Dyjaka.

   Dobrze znany utwór „Zmiennicy”, wykorzystany w serialu o tym tytule, zamienił pan Marek na balladę o męskiej przyjaźni. Ale ja i tak w tym widzę jedno, „poczekamy, przeczekamy, dojedziemy (…), bo coś być musi, do cholery za zakrętem”. Przeciekaliśmy, daliśmy radę, a potem się zachłysnęliśmy wolnością, wolnością „do”, nie wolnością „od” i mamy to, co mamy. Wolność? A jeśli nawet, to czy o taką właśnie wolność chodziło? To kolejny, ponadczasowy tekst Jacka Kaczmarskiego. I wreszcie „Tylko kołysanka” z tekstem Justyny Holm, utwór, który został… pozbawiony tekstu. Pozostała melodia, piękna, delikatna melodia, cudownie zagrana przez zespół. A tekst jest dołączony do płyty, zatem można go sobie zaśpiewać. A ładny jest, o miłości jest.

   Później dostajemy dwa teksty „historyczne” autorstwa Jerzego Czecha. Teksty opisujące dwóch mężczyzn, dwie postawy, a jednocześnie prawdziwych patriotów. Pierwszy „Margabia Wielopolski” to nie tylko wiersz przypominający postać tego wyjątkowego w polskiej historii człowieka, ale to jeden z najmocniejszych testów o naszych wadach, które przez liczne grono uznawane są (niestety) jako nasze „cechy najlepsze”. Pogarda do nauki, do logicznego myślenia, do kultury, do pracy. Najważniejsze są mocne hasła, pogarda dla wszystkich i bitność. Powód do bójki wszak zawsze się znajdzie… Muszę w tym miejscu zacytować fragment: „Bo ma pecha, kto tutaj się rodzi/ twej pogardy nikt ci nie wybaczy/ myśmy ciemni, zapalni i łzawi/ a tyś dumny, tyś z nami nie raczył/ w narodowym barszczu się pławić/ po co w twarze logiką nam chlustasz?/ Nie czytaliśmy Hegla jaśnie panie/ dla nas Szopen – groch i kapusta/ i od czasu do czasu powstanie”. I wystarczy, i nic więcej mówić nie trzeba…

   Drugi wiersz opowiada historię Karola Levittoux, młodego człowieka, który podpalił się w celi carskiego więzienia, by pod wpływem nieludzkich tortur nie wydać towarzyszy spisku. Należy tu zwrócić uwagę, że owszem, był to spisek, ale spisek specyficzny, bowiem celem jego działalności nie była walka zbrojna, ale samokształcenie młodzieży w Łukowie. A dziś nauka… Ech, szkoda słów…

   „Gdy tak siedzimy” Leszka Szarugi to już ballada „powielaczowa”, jak zwykłem nazywać tego typu pieśni. To ballada o opozycyjnej działalności w nie tak dawnych przecież czasach. Było takich ballad sporo, przepisywało się ich teksty, by śpiewać je przy ogniskach i w domach. Potem dostajemy jeszcze „Autoportret Witkacego” autorstwa Jacka Kaczmarskiego, kolejny niejednoznaczny, a jednocześnie bardzo trafny wiersz – charakterystykę osoby i osobowości Witkacego.

   Płytę kończy pieśń inna, radośniejsza, żywsza. Bo przecież po smutku, wojnie, zawiści, podłości, zbrodni musi w końcu przyjść dzień normalności, bo jest szansa, że przy tej złości i złośliwości, w tym morzu pogardy i nienawiści przetrwa miłość, przetrwa przyjaźń, przetrwają dobre, ludzkie odruchy. To utwór „Przyjaciele, których nie miałem” ze słowami Krzysztofa Manii Sieniawskiego. Kolejnego, trochę zapomnianego poety.

   Tę płytę trzeba mieć i trzeba jej słuchać, bo dzięki niej wracają wspomnienia. Wracają dobre wspomnienia, bo przecież wracają wspomnienia młodości. I wracają złe wspomnienia, i pojawia się ten sam strach i te same pytania: „co z nami będzie, do czego to wszystko, co się dzieje doprowadzi?” I jeszcze jedno pytanie, które pojawia się właściwie bezustannie, to pytanie; „dlaczego?”. Dlaczego nie uczymy się z przeszłości, dlaczego nie uczymy się z doświadczeń naszych i doświadczeń innych ludzi? Dlaczego popełniamy te same błędy?” Najgorsze zaś jest to, że nie widać szans, na uzyskanie odpowiedzi…

Ray