QUEEN ELEPHANTINE – Omen (Atypeek Music, 2015)

QUEEN ELEPHANTINE – Omen (Atypeek Music, 2015)

01. Omen
02. The Sea Goat
03. Gamma
04. Morning Three
05. Search For The Deathless State
06. Horsemen
07. 1000 Years
08. Shamanic Procession

Skład:
Brett Zweiman, Rajkishen Narayanan, Marc Gaetani, Indrayudh Shome, Daniel Quinn, Michael Scott Isley, J. Alexander Buck, Samer Ghadry, Ian Sims, Derek Fukumori, Nathanael Totushek, Mat Becker, Chris Dialogue, Andrew Jude Riotto

   Ponieważ na stronę ArtMundus.pl trafią zazwyczaj rzeczy nowe i “łatwiejsze” w odbiorze, od czasu do czasu zamieszczę parę słów o płytach, których – przynajmniej z pozoru – słuchać się nie da. Oczywiście “nie da się” odnosi sie do osób, które poszukują muzyki opartej na melodii lub obecnie bardziej popularnym rytmie. Tymczasem są takie płyty, jest taka muzyka, która tak na dobrą sprawę nie ma ani jednego, ani drugiego, lub odwrotnie ma tego i drugiego tak dużo, ale tak specyficznie podanego, że tego nie zauważamy, jeśli nie podejdziemy do niej na określonych zasadach. A ja lubię od czasu do czasu (aczkolwiek nie za często) posłuchać czegoś takiego, czegoś, co nie mieści się w żadnych ramach, a co – jeśli musielibyśmy już szufladkować – można określić jako muzykę alternatywną, czy alternatywno – psychodeliczną.

   Jakiś czas temu znalazłem taką muzykę, zarejestrowaną na płycie „Omen”. Twórcą tego dzieła był zespół QUEEN ELEPHANTINE, grupa, która powstała w Hong Kongu, by później przenieść się w Stanów Zjednoczonych. Miejsce założenia grupy, pochodzenie jej członków, ale też ich migracja do USA ma w tym przypadku ogromne znaczenie. Przynajmniej ja tak to odbieram. Jest to bowiem w większości utworów muzyka… medytacyjna, bardzo transowa, które mnie kojarzy się z muzyką Chin, czy Nepalu. Słuchając tej płyty uczestniczymy w jakichś medytacyjnych rytuałach w zapomnianej przez świat świątyni, lub samotni spoglądamy na świat z wysokiej góry, schowani w skalnej grocie, do której docierają do nas dźwięki wiatru.

   Od razu muszę przestrzec, że nie jest to płyta tak do końca jednorodna, albowiem poza wspomnianymi już transowymi, medytacyjnymi numerami, pojawia sie kilka kompozycji, które łatwiej będzie określić słowami, psychodelia, doom, drone, noise. Bo i masa elementów, zaczerpniętych z takich stylów muzycznych znajduje się w kompozycjach grupy. Dostajemy zatem też utwory mocniejsze, głośniejsze, charczące i drażniące. Ale i one są potrzebne, bo stanowią przeciwwagę dla tych spokojniejszych, bo powodują, że jeszcze mocniej, jeszcze silniej zaczynamy przeżywać te medytacyjne kawałki, że mocniej zaczynamy odczuwać potrzebę wyciszenia, zaczynamy doceniać delikatniejsze, pojedyncze dźwięki.

   Żyjemy w czasach, w których jest bardzo głośno. Hałas atakuje nas z każdej właściwie strony. Dlatego tak bardzo potrzebujemy chociaż chwili spokoju, chwili ciszy. Ten album jest muzycznym obrazkiem naszego życia. Numery głośne to nasz dzień powszedni, te cichsze, transowe to obraz tego, czego nam właśnie potrzeba, za czym zaczynamy tęsknić.

   Na zakończenie tylko krótka, dziennikarska informacja. Każdego spostrzegawczego czytelnika zapewne zdziwi duża ilość nazwisk w składzie grupy. To nie przypadek, album jest kompilacją nagrań z kilku lat działalności zespołu, poddanych remasteringowi przez Mella Dettmera (Sunn 0))), Boris). W tym czasie doszło do licznych zmian muzyków, stąd taka ich duża liczba.

Ray