QUIDAM – Alone Together (Rock Serwis, 2007)

01. Different (3:16)
02. Kinds Of Solitude At Night (6:00)
03. Depicting Colours Of Emotions (10:18)
04. They Are There To Remind Us (7:49)
05. Of Illusions (8:04)
06. We Lost (8:26)
07. One Day We Find (6:46)
08. We Are Alone Together (8:20)
09. …But Strong Together (4:25)

Skład:
Bartek Kossowicz – wokal
Zbyszek Florek – klawisze
Maciek Meller – gitara
Maciek Wróblewski – perkusja
Jacek Zasada – flet
Mariusz Ziółkowski – bas
gościnnie:
Emila Nazaruk – chórki
Piotr Nazaruk – saksofon
Piotr Rogóż – saksofon

   Planując pisanie recenzji, miałem zupełnie inny zamiar dotyczący recenzowanego obiektu fonograficznego. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będzie to właśnie TA muzyka . Nawet nie wspomnę, do jakiej płyty się przymierzałem, być może opis moich wrażeń ukaże się w terminie późniejszym. Cóż to takiego spowodowało zmianę moich pierwotnych zamierzeń? Wiedziałem, że 5-tego listopada 2007 ujrzy oficjalnie światło dzienne nowy album polskiego zespołu, któremu kibicuję od lat, praktycznie od początku kariery. Quidam, bo o tę grupę chodzi, pochodzi z Inowrocławia, ja żyję sobie po sąsiedzku w Bydgoszczy, być może stąd moja sympatia do ich twórczości. Ale samo miejsce istnienia na Ziemi to trochę za mało, aby kogoś docenić.

   Quidam od pierwszych chwil swojej artystycznej działalności podbił serca fanów prog rockowych dźwięków pięknem, wysublimowanym brzmieniem, czarem klimatów, a także… skromnością w ocenie swoich osiągnięć. Nigdy, nawet po stworzeniu znakomitych utworów, członkowie bandu nie nosili głowy w chmurach, twierdząc wszem i wobec, że są zbawicielami rocka progresywnego. Kroczek po kroczku wspinali się po drabinie kariery, aż stali się uznani i doceniani, także poza granicami naszego kraju.

   Moja przygoda z ich artystycznym ego zaczęła się od jednego, za to jakiego utworu, od „Sanktuarium”. To było objawienie. Nastrój, głos EMILI DERKOWSKIEJ (w tamtych czasach jeszcze studentki), obecnie NAZARUK, wspaniałe, trochę „camelowskie” gitary, flet powalający subtelnym brzmieniem, bas, perkusja i instrumenty klawiszowe rozciągające strefę tonacji, od intrygującej ciszy, pomruków i głaskania dźwiękiem, aż po srogie burzowe grzmoty. Z mojej strony była to miłość od pierwszego wejrzenia. Odpowiadało mi w ich muzyce praktycznie wszystko, począwszy od koncepcji kompozycji, rozwiązań aranżacyjnych, aż po kunszt wykonawczy i poczucie estetyki. Dużo radości sprawiły mi wysokie oceny ich twórczości, skutkujące zaproszeniami na koncerty i festiwale w Holandii, Niemczech, a nawet w dalekim Meksyku.

   Pamiętam jeszcze jedną chwilę, pełną czarnoksięskiej magii. Warszawa. Sala Kongresowa. Rok 1996 lub 1997. Druga część koncertu Camel. Cisza jak makiem zasiał. Subtelne światła sceny. A na niej dwie ubrane w piękne wieczorowe suknie Panie, jedną z nich była E. DERKOWSKA. Wtedy to rozbrzmiał utwór „Irish Air” z przepięknego albumu Camel „Harbour Of Teras”. Wokaliza EMILII wywołująca ciarki na plecach i podkreślająca dostojność tej chwili. Ach wspomnienia, wspomnienia. Proszę mi wybaczyć ten osobisty wkręt.

   Od tego czasu datuje się przyjaźń całego Quidam z Colinem Bassem. A wracając do zagranicznych koncertów. Fani Quidam znają materiał z tych występów live przed wielotysięcznym audytorium. Świetna reklama polskiej muzyki rockowej, a dla formacji swoista szkoła przetrwania którą ukończyli celująco. Wystarczy posłuchać koncertowych wersji utworów, by dojść do wniosku, że muzycy Quidam to nie przeciętniacy, to wcale nie blednące w przekazie live gwiazdy, lecz dojrzali artyści, świadomi celów, które sobie wytyczyli Jeśli nie znacie kompozycji Quidam, to jesteście jako fani progresji troszkę ubodzy duchowo. Wybaczcie Drodzy Fani tę śmiałość, być może nie podzielacie mojego zdania. Ale wystarczy posłuchać ich już dosyć obszernego dorobku, aby stwierdzić, że roi się w nim od perełek lśniących pełnym blaskiem.

   Quidam trwał lata całe bez zawirowań personalnych, aż pewnego dnia jak grom z jasnego nieba walnęła wiadomość, wiodący wokal, EMILIA DERKOWSKA odchodzi. Dlaczego ta piękna kobieta (miałem ją zaszczyt poznać osobiście w jej studenckich czasach) o wspaniałym, zniewalającym głosie, czystym jak kryształ lodu i tak bardzo kobiecym, pozostawia zespół? Cóż zrobić! Wiele miesięcy poszukiwań. Rezultat. Nowy głos w Quidam – BARTEK KOSSOWICZ. Niewiele czasu trzeba było, by ugasić tęsknotę za EMILIĄ i zaakceptować nowego „quidamowca”. Tym bardziej, że od początku wpasował się w styl bandu. Jego debiut to płyta „Surrevival” z 2005 roku. Potem było wydawnictwo pół-akustyczne i nastał listopad 2007 roku.

   Od trzech zaledwie dni mam przyjemność obcować z nowym dziełem „Alone Together”. Zaczynam dzień od tej muzyki i kończę nutkami na pięciolinii Quidam. Przyznam, że po pierwszym przesłuchaniu zatkało mnie. Mając w pamięci wysoki poziom artystycznych nagrań z przeszłości, nie sądziłem, że może być jeszcze lepiej, bardziej gustownie, rockowo, z dużą swobodą instrumentalną, z całą tęczą klimatów, niuansów brzmieniowych, rozwiązań harmonicznych, całą paletą wokalnych szeptów, krzyków i twardego zdecydowania, z jazzującym fortepianem, fletem jak z bajki i bogato strojonym saksofonem. To, co zespół proponuje na najnowszym krążku, to wyżyny progresji w skali światowej. Jestem zauroczony tą płytą od pierwszego jej tonu i pozostanę jej wierny w przyszłości. To pewnik. Jest wiele fascynujących składników tego prawdziwego DZIEŁA. Być może ktoś powie: za dużo egzaltacji, zbyt wiele tych „ochowych” i „achowych” westchnień. Ależ nie!

   Od tracku nr 1 „DIFFERENT” po numer umieszczony w post scriptum albumu „But Strong Together” płyta stanowi źródło tryskających wspaniałości. Co z tego, że 6. listopada 2007 był ponury i deszczowy. Najmłodsze dziecko Quidam spowodowało, że te pogodowo szare dni rozświetliła aureola radości, tęcza błyskających barw, tysiące dźwiękowych gwiazdek na jednym srebrnym krążku. Poruszone serce i dusza fana. Magia kompozycji. Ucieczka w zapomnienie. Stymulacja pozytywnych uczuć, mimo smutnej tematyki.

   Już na starcie trafia do nas „DIFFERENT”, coś, co powoduje, że oczy lśnią euforycznym blaskiem, wzruszenie ogarnia naszą psyche, subtelne instrumentalne i wokalne powiewy głaszcząc naszą skórę, przenikają do wnętrza, czynią szczęśliwym. Ciężko się od tego pejzażu wspaniałych nutek oderwać. Słuchacz chce jeszcze i jeszcze. Przycisk repeat w odtwarzaniu i już wychyla się to rockowe słońce zza horyzontu.

   Przynajmniej ja powtórzyłem pierwszy krok kilkukrotnie, pozostając w pułapce „DIFFERENT”. Tkliwość, czułość, tęsknota w wokalu, partia fletu wywołująca dreszcze podniecenia. Melodia powalająca na kolana. Linia łkającej gitary w partii środkowej utworu, dodająca poweru i zadziorności. Tylko 3, słownie trzy minuty z sekundami, czarnoksięskiej, bajkowej muzyki. Od pierwszego kawałka stajesz się przyjacielem tego krążka, z wzajemnością. A potem jest tak samo pięknie, bardzo zróżnicowana struktura pozostałych utworów, erupcja mistrzostwa i nietuzinkowych kompozycji, które uczestniczą w specyficznym wyścigu o laur piękna i arystokratycznej dumy. Który utwór zajmie pierwsze miejsce, oceńcie Drodzy Fani sami. Przed Waszymi oczami progresywne krajobrazy naznaczone emocjami, liryzmem, dźwiękowymi pieszczotami. Każde bez wyjątku nagranie na tym albumie rozczula nasze wnętrze, dotyka czułymi słowami, porusza nostalgią i smutkiem, oferuje cały wachlarz przeżyć, które kosztujemy rozumem, sercem, duszą, izolując się od rzeczywistości.

   Czystość napływających tonów generowanych przez wiele progresywnych instrumentów, skłania do przymknięcia oczu i podróżowania za głosem w przestrzennych krainach. Dynamiczne struktury egzystują po sąsiedzku z powolnością i ciszą. Spokój przechodzi w energetyczne partie prowadzone przez gitary, keyboardy, flet lub linie wokalu. Orkiestracje ozdabiają wiele fragmentów, elektryczne sola gitary fascynują w każdym tracku.

   Trudno wskazać na albumie „Alone Together” swoich faworytów. Według mnie płyta ta nie posiada słabszych punktów. Wybucha, co mgnienie, feerią odcieni błyskających jak fajerwerki na noworocznym niebie. Od pierwszej do ostatniej sekundy uderza dbałość o melodie toczące się cudownie w przemijającym czasie. Koncepcja Quidam łączy poezję rocka z drapieżnością rockowych komponentów, kojarzy rozmach z umiarem, brzmienia elektryczne z akustycznymi, tworzy fuzję wielu instrumentów.

   Zachęcam do wsłuchania się w rockowy spektakl Quidam. Nikogo nie pozostawi obojętnym. Dla mnie to rewelacja, objawienie końca 2007 roku. Potwierdzenie nieprzeciętnych umiejętności muzyków. Znakomita produkcja i szata graficzna – gustowny kartonik z przemawiającym do odbiorcy obrazem samotności i przemijania na okładce. Gratulacje dla zespołu Quidam. Ustawiliście poprzeczkę wymagań artystycznych tak wysoko, że aż strach pomyśleć, co będzie w przyszłości. Ale na razie pozostańmy w magicznym świecie „Alone Together”, od której nie można się oderwać.

Włodek K.

Recenzja ukazała się na stronie Metal Mundus w dniu 10.02.2008