01. Długi rejs
02. Pierwsza bitwa
03. Kapitański bat
04. Nie zabieraj dziś nas
05. Piraci
06. Portowe dziewczęta
07. Victoria
08. Xart
09. Grenlandia
10. Wypłyniemy dziś
Skład:
Krzysztof Grzebieniak – wokal
Mateusz Wójkowski – gitara, chórki
Marcin Walentynowicz – bas
Karol Zawadzki – perkusja
gościnnie:
Łukasz Sylwestrzak – skrzypce (w utworze nr 10)
Nowy rok postanowiłem rozpocząć od muzyki, której słucham raczej rzadko, bowiem woda to raczej nie mój żywioł. A już dużo wody to kompletnie nie moja działka. Można nie lubić wody, można nie lubić pływać, trudno jednak zaprzeczyć, że rzeki, czy morza potrafią zafascynować, wywołują w człowieku specyficzne poczucie nostalgii. Lubię popatrzeć na przepływający nurt rzeki, uwielbiam spacerować brzegiem morza. Ale żeby pływać, to już nie!
Miłośnicy żeglugi wszelakiej w większości przypadków uwielbiają też specyficzną muzykę, która w warstwie tekstowej opowiada o zmaganiach z morzem. Ta muzyka, zwana szantami może być – i jest – wykonywana w bardzo różny sposób. Można ją też wykonywać na rockową nutę, co skrzętnie robi wiele zespołów. Dzisiaj chcę napisać o jednym z nich, przede wszystkim z powodu samej muzyki, ale też dlatego, że gra w nim mój… były sąsiad z osiedla. Nie mamy już kontaktu (niestety zmienił miejsce zamieszkania), ale wciąż mam i od czasu do czasu słucham tej właśnie płyty, którą jakiś czas temu otrzymałem w prezencie. Czułem się zatem w obowiązku, by o niej napisać. Zwłaszcza, że słuchanie takiej muzyki to sama przyjemność.
Bo szanty, bez względu na formę ich podania, to muzyka bardzo prawdziwa, bardzo szczera i przekonująca. Bez względu na to, czy są śpiewane w formie ballady, czy szalonych, szybkich numerów, czy są śpiewane a capella, czy robione na rockową lub metalową nutę, czy są na poważnie, czy poruszają tematy „marynistyczne”, zawsze wpadają w ucho, zawsze zapadają głęboko w pamięci. bo zwykle oparte są na interesujących melodiach, bo mają sobie niezwykłą energię, bo potrafią dać prawdziwego kopa nawet tym, którzy wodę widzą wyłącznie, gdy akurat leci z kranu.
Nie inaczej jest w przypadku powstałej w Toruniu grupy TRZY MASZTY. Wszystkie dziesięć kawałki muzycy wyposażyli w świetne, chwytliwe melodie. I to wystarczy, by się podobały. Wystarczy, ale dlaczego ich nie wzbogacić?! Zatem zespół odpowiednio je wzbogacił o ciekawe riffy i solówki gitary (momentami wręcz metalowej), o świetne zagrywki basu i wreszcie o mocne partie perkusji. Ta muzyka wciąga do zabawy od pierwszego po ostatni dźwięk. Jest niezwykle energetyczna, pozytywna, nawet w przypadku, gdy wokalista porusza w tekstach poważne kwestie. Bo w kwestii tekstów jest też tak, jak zwykło bywać. Jest o trudzie ludzie morza i ich przyjemnościach. Są opisy bitew, walki z innymi, sobą samym i żywiołem, jest o radościach i smutkach, są wyimki z historii i historie stworzone na potrzeby płyty. A wszystkie świetnie zaśpiewane przez wokalistę, wspieranego od czasu do czasu chórkiem. Jako ciekawostkę mogę dodać, że wśród świetnych, własnych utworów grupy, pojawił się jeden cover, a mianowicie utwór zespołu Mordewind – „Wypłyniemy dziś”.
Czy lubicie morskie podróże, czy na ich myśl dostajecie „morskiej choroby”, sięgnijcie po tę płytę, bo po prostu świetnie się jej słucha, bo pozytywnie nastraja. A to ważne, zwłaszcza w taki smutny, szary dzień, jak dzisiaj…
Ray