YANISH – Dobrostan (HRP Records, 2019)

01. Się śni
02. Wszystko mam (Stabilizacja)
03. Bez Ciebie nic
04. Syreny
05. Deszcz
06. Wiosenna alergia
07. Lubię to
08. Świat nie rozpadnie się
09. Nie ma we mnie krwi
10. Dobrostan

Skład:
Krzysztof Janiszewski – śpiew, chórki
Piotr Skrzypczyk – klawisze, programowanie perkusji
Krzysztof Marciniak – gitara

   Nie wiem, czy wszyscy tak mają, ale mnie zdarza się mieć tak zwane “fazy”. Przy czym nie powstają one ot tak sobie, tylko pod wpływem różnych czynników zewnętrznych. Czasami to faza smutku, innym razem euforii, czasami to faza nostalgii i melancholii. A każda faza ma oczywiście swoją muzykę, która pomaga w przeżywaniu danego okresu. Czasami pogłębia pewien stan, innym razem pomaga z danej fazy wyjść. Ponieważ ostatnio przechodzę fazę nostalgiczno-melancholijną, postanowiłem umilić ją sobie albumem, który otrzymałem od jego twórcy, tj. Krzysztofa Janiszewskiego. Posłuchałem tej płyty już wcześniej, ale na poprzedzający obecną fazę okres “burzy i naporu” była za grzeczna i za miła. Za to teraz jest płytą, która trafiła w sam środek mojego zapotrzebowania na muzykę!

   Tym bardzo osobistym wyznaniem rozpocząłem tę recenzję, ale nie bez kozery. Bowiem to bardzo autentyczna, bardzo osobista płyta z bardzo osobistą muzyką. Odebrać ją we właściwy sposób można tylko wtedy, kiedy się na nią w pełni otworzymy, ale też, gdy otaczająca nas rzeczywistość pozwoli nam na chwilę wytchnienia, chwilę spokoju, gdy pozwoli nam zaczerpnąć tej wyjątkowej radości, jaką dać może dobra, ładna, miła, grzeczna muzyki. Bo taka własnie jest muzyka Yanisha. Niezwykle grzeczna, niezwykle miła i niezwykle ciepła.

   Ale te wszystkie cieplusie słowa nie oznaczają bynajmniej, że płyta jest miałka, nijaka, czy nudna. W przypadku tego krążka napisane wcześniej epitety oddają po prostu jej naturę, jej wyjątkowość. W tych dziesięciu, niezwykle ładnych, melodyjnych utworach Yanish zawarł przeogromne pokłady ciepła, czułości, miłości i… siebie. Nie wiem, czy teksty są pisane na podstawie własnych doświadczeń, czy też są tylko przeniesieniem doświadczeń innych osób, tego nie wiem i taka wiedza nie ma zresztą znaczenia. Istotne jest to, że te proste, jasne i czytelne teksty trafiają do słuchacza, wywołują w nim określone emocje. Ale żeby owe emocje wzmocnić potrzebna była odpowiednia forma ich przekazu. A ta zaproponowana przez Yanisha jest jak najbardziej odpowiednia, jest prawdziwa, jest niezwykle osobista. Ta osobistość jest największym skarbem tego krążka.

   Tu wszystko jest jasne i czytelne, tu wszystko trafia bezpośrednio tam, gdzie trafić powinno – prosto w serce słuchacza. Zdaję sobie sprawę, że sposób, w jaki piszę może wydać się ciut wymuskany, zbyt banalny, ale wielokrotnie już powtarzałem, że życie składa się z takich właśnie banałów, to one decydują o życiu, o tym jak je odbieramy, jak je przeżywamy. To radość, to miłość, to przyjemność. Słuchanie tego krążka sprawia radość, sprawia przyjemność, pobudza do miłości. Piękne melodie wzbogacone są niezwykły wokalami Krzysztofa. Posiada on bardzo ciepły, miły, delikatny głos, którego słucha się z przeogromną przyjemnością. Momentami sama barwa głosu i pewna maniera przypomina mi innego pewnego polskiego wokalistę, ale nie napiszę kogo, żeby niczego nie sugerować.

   Znajdziemy na tej płycie trochę popu i trochę lżejszego rocka (rewelacyjny numer “Się śni”), znajdziemy elementy muzyki z lat 60. i lekkiej psychodelii (“Wszystko mam (Stabilizacja)”, “Nie ma we mnie krwi”) i muzyki na “ognisko” (“Deszcz”), znajdziemy numery cięższe (“Wiosenna alergia” z fajnymi klawiszami i “rwanym” rytmem), prawie dyskotekowe (“Świat nie rozpadnie się”) i delikatniusie, w sam raz do puszczania w radiu (np. “Dobrostan”). Wspomniałem wyżej, że przy całej grzeczności tej muzyki nie jest nudno?! Wspomniałem i – jak widać – nie kłamałem! A zresztą słowa i tak nie oddadzą tego, co usłyszą uszy.

   Słucham tej płyty na okrągło od kilku dni i pomaga mi w przetrwaniu każdego dnia. Nastraja melancholijnie, a jednocześnie pobudza do życia. Mam nadzieję, że ten krążek dotrze do szerokiego grona odbiorców, bo na to w pełni zasługuje.

Ray