YELLO – Live in Berlin (Universal, 2017)

YELLO – Live in Berlin (Universal, 2017)

CD1
01. Magma
02. Do It
03. The Everything’s Young
04. Limbo
05. Bostich
06. Electrified II
07. Cold Flame
08. 30’000 Days
09. The Time Tunnel
10. Kiss The Cloud
11. Lost In Motion

CD2
01. Tied Up
02. Liquid Lies
03. Starlight Scene
04. Tool Of Love
05. Oh Yeah
06. Blue Biscuit
07. Si Senor The Hairy Grill
08. The Yellofire Song
09. The Race

Skład:
Dieter Meier
Boris Blank
goście

   Nie byłem nigdy wielkim miłośnikiem muzyki elektronicznej. Ale oczywiście docierała do mnie taka muzyka, a kilku wykonawców nawet bardzo lubiłem i lubię do dzisiaj. Nie mogłem też nie słyszeć zespołu Yello, którego wielki hit „The Race” swego czasu był bardzo często prezentowany w radiu i telewizji. Kojarzyłem też inne utwory tego szwajcarskiego duetu, jak „Limbo”, czy „O Yeah”. I chociaż nawet mi się podobały, to jednak nie byłem w stanie zmusić się, by na poważnie poznać twórczość grupy. I pewnie trwałby ten stan jeszcze długo, gdyby nie dotarła do mnie płyta tego zespołu.

   To płyta koncertowa, rejestracja koncertu grupy w Berlinie w 2016 roku. Wielkie to było wydarzenie, bo przez 37 lat swojej kariery (grupa powstała w 1979 roku w Zurichu) zespół nie dawał koncertów, a tym razem zagrali aż cztery razy na terenie byłej elektrowni Kraftwerk w Berlinie. Poprzedni raz – jak można przeczytać w załączonej do płyty książeczce – grupa zagrała (i zarejestrowała) dwa koncerty w klubie Roxy na Manhattanie w 1983 roku! Nie dziwi zatem, że obecne koncerty wzbudziły wielkie zainteresowanie, że wyprzedano aż cztery sztuki i że zarejestrowano materiał, albowiem już dziś jest to niewątpliwie jeden z ważniejszych dokumentów historii muzyki popowo – elektronicznej.

   I w tym miejscu muszę dodać swoje trzy grosze. Bo po przesłuchaniu obydwu płyt stwierdziłem, że kolejny już raz popełniłem błąd, omijając muzykę zespołu. Bo owszem, jest tam elektronika, są tam elementy popu, ale to bynajmniej nie wszystko, bo znaleźć tam można i soul, i jazz i pewnie jeszcze całą masę innych stylów muzycznych. Koncert był perfekcyjnie ułożony, miał swoją intrygującą dramaturgię, obfitował w „obrazki” i światła, ale przede wszystkim udowodnił, jak niesamowitą muzykę tworzyli panowie Meier i Blank, jak znakomicie potrafili mieszać wspomniane style, jakim talentem i wrażliwością są obdarzeni.

   Muszę się przyznać, że rzadko mi się zdarza słuchać płyt kompilacyjnych lub koncertowych. Wolę normalne, studyjne albumy. Ale są takie krążki koncertowe, których mogę słuchać bez końca (np. Dire Straits, Deep Purple) i już wiem, że do tego grona trafi właśnie ten album. Bo jest w nim niesamowita aura, człowiek czuje się nie tylko, jak by uczestniczył w tym widowisku, ale wchodząc w niego przekracza  się wręcz granice rzeczywistości.

   Zespół ma na swoim koncie 13 albumów, miał więc z czego wybierać. I wybrał doskonale. Jak wspomniałem, część z tych utworów znałem sprzed lat, ale część była dla mnie wielkim odkryciem. Zaskoczyło mnie, jak bogatą pod każdym względem muzykę tworzy Yello, ile pod prostymi z pozoru dźwiękami kryje się przestrzeni, kolorów, zdarzeń. Jak niesamowicie wypadają utwory, których w życiu nie połączyłbym z dokonaniami duetu. Dotyczy to głównie utworów śpiewanych przez zaproszone do udziału w koncercie panie Malię i Fili Rong. Kiedy ich słuchałem to nie było tylko zdziwienie, to był wręcz szok. Bo piękne, bo znakomite to utwory.

   Oczywiście te kompozycje, które znałem, też wywołały odpowiedni efekt, bo przecież przeniosły mnie do czasów, kiedy słuchałem ich po raz pierwszy, bo otworzyły drzwi pamięci, wywołały drżenie ust i serca. Zdaję sobie sprawę z lekko trywialnych słów, jakie przed chwilą napisałem, ale nie umiem inaczej wyrazić tego, czego doznałem podczas słuchania tej płyty. Nie potrafię inaczej opisać tego, jak bardzo się myliłem co do twórczości duetu, jak bardzo zaskoczył mnie fakt, że zamiast zimnej muzyki, jakiej się spodziewałem, dostałem muzykę niezwykle ciepłą, piękną, intrygującą.

   Nie pozostaje mi nic innego, jak posłużyć się jednym tytułem zaczerpniętym z albumu (swoją drogą tytułem świetnego utworu). „Do it” – nie czekaj, kup płytę i daj się ponieść muzyce Yello.

Ray