Calineczka dla dorosłych, reż. Teatr Montownia i Teatr Papahema

   Kiedy przyjrzałem się, na jakich spektaklach byłem w tym roku, okazało się, że jednym z najczęściej widzianych przeze mnie aktorów jest Rafał Rutkowski. Widziałem go w tym roku trzykrotnie, ostatni raz wczoraj. Oczywiście nie jest to przypadek. Od kiedy zobaczyłem Teatr Montownia w akcji, a dokładniej w sztuce „Testosteron” granej przed paru laty w Teatrze Buffo, staram się w miarę moich możliwości śledzić dokonania tej grupy aktorskiej, jak i solowe występy poszczególnych jej członków. Nie dane mi było zobaczyć wszystkich, przygotowanych przez nich spektakli, ale powoli nadrabiam braki. Odpowiada mi sposób gry, odpowiada mi humor prezentowany przez grupę, odpowiadają mi wreszcie sztuki, w których występują.

   Ostatnim spektaklem, w którym mogłem zobaczyć trzech z czterech aktorów grupy jest „Calineczka dla dorosłych”, grana na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie. Widowisko zostało przygotowane wspólnie przez Montownię i grupę Papahema, którą tworzą absolwenci Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej w Białymstoku. Spektakl miał swoją premierę rok temu, w grudniu 2015 roku. Ale wszak, co się odwlecze, to nie uciecze. Minął rok, a sztuka wciąż jest grana, wszystko wskazuje zatem na to, że są chętni, by ją oglądać.

   Spektakl to szczególny z kilku istotnych powodów. Przede wszystkim wszyscy, którzy oczekiwali, że i tym razem dostaną solidną porcję humoru, jaką grupa zaprezentowała w przypadku np. trzech muszkieterów, tym razem musieli się srodze zawieść. Bo to zupełnie inne przedstawienie. Zespół wcisnął w nie trochę charakterystycznych dla siebie zagrywek, ale w niewielkiej, wręcz niezauważalnej dawce, zwłaszcza wtedy, kiedy przestaniemy szukać zabawy, a po prostu damy się nieść samej opowieści.

   Kiedy już obejrzałem całe przedstawienie, doszedłem do wniosku, że jego twórcy popełnili poważny błąd marketingowy, polegający na dodaniu do tytułu sztuki frazy „dla dorosłych”. Rozumiem, że to miał być bodziec, który przyciągnie do teatru osoby łase na erotykę. Ten dopisek wszak zdecydowanie sugerował, że może być pieprznie. I owszem, jest w spektaklu trochę (zaznaczam – trochę) elementów, które jednoznacznie kojarzą się z erotyką. Ale ich ilość oraz jakość powodują, że prawdopodobnie będą one zupełnie niezauważone przez młodszych odbiorców. A jeśli jakiś podrostek je rozpozna, to w sumie też nic się nie wydarzy. Bo nie są wcale ani wulgarne, ani też nie zawsze i nie każdemu muszą się jednoznacznie kojarzyć (przynajmniej dla tych o niewyrobionym jeszcze oku).

   Szkoda zatem, że nie zastosowano np. rozwinięcia w postaci „dla dzieci, ale też dla dorosłych”, czy jakiegoś podobnego. A dlaczego tak piszę? Otóż, według mnie jest to znakomite przedstawienie dla wszystkich miłośników teatru – od małego brzdąca po osoby starsze wiekiem. Gra i współgra w nim wszystko: ciekawie prowadzący całość narrator, znakomici aktorzy (pantomima i lalka), wartka akcja, perfekcyjnie dobrane rekwizyty, kolorystyka, światła i muzyka. Wszystkie te elementy tworzą spektakl doskonały, który naprawdę wciąga. Już po pierwszych minutach zanika ochota do szukania dowcipów, już nie chce się rechotać, ale wchodzi się w akcję bajki i odkrywa liczne, zawarte w tej inscenizacji „drugie dno”. Jestem pewien, że dorośli odebraliby ten spektakl, jak sztukę dla dorosłych, zaś dzieci śledziłyby opowiadaną przez narratora i aktorów akcję. I wszyscy mieliby wypieki na twarzach, chociaż może z różnych powodów.

   Chociaż znam „Calineczkę” od najmłodszych lat, dobrze pamiętam, jak mi tata czytał baśnie Andersena z małego ich zbiorku, potem czytałem je już własnym synom, to i tak dałem się wciągnąć tej historii, dałem się porwać fabule, ale też wciąż byłem zaskakiwany pomysłami inscenizacyjnymi oraz wspomnianymi już, ukrytymi w gestach, minach, rekwizytach obrazkami ze współczesnego świata, i to raczej brzydkiego świata, który – czy tego chcemy, czy nie, czy nam się tak podoba, czy też nie – istnieje wokół nas. Bo jeśli jest w tym spektaklu erotyka, to nie jest to erotyka „ładna”, erotyka, która powinna nam dawać radość, działać na zmysły, ale to erotyka „zła i brzydka”, to wykorzystywanie, to rozpasanie, to spłycanie człowieka do roli przedmiotu. Każdy dzień przynosi nam nowe wiadomości o porzuconych i wykorzystywanych dzieciach, o wykorzystywanych, niewolonych kobietach, o traktowaniu ludzi (bo dotyczy to obydwu płci) w przedmiotowy sposób.

   Zresztą sama Calineczka, jak i inne postaci z bajki mogą być rozpatrywane z bardzo różnych perspektyw. I każda może okazać się prawdziwą i wręcz nie do uwierzenia, jak często prawdziwe i nie do uwierzenia są historie, które przynosi nam życie. Mamy tu chęć „zrobienia sobie dziecka” bez świadomości, jakie taka decyzja rodzi skutki, mamy porzucone dziecko, pozostawione same sobie, ale mamy też zamknięcie dziecka (kobiety) w piwnicznej izbie, mamy „dopasowywanie” innej do samych siebie, bardziej lub mniej grzeczne wymuszanie i oszustwa. Może doszukać się bezmyślności w postępowaniu, bezgraniczne poddawanie się biegowi zdarzeń, lub też wykorzystywanie swojej mocy w celu uzyskania określonych celów. Każdą postać, każdą sytuację można roztrząsać z różnych stron. I wtedy zauważamy jak wciąż prawdziwa, jak ponadczasowa i jak bardzo smutna jest to historia. Smutna jak ludzkie życie.

   To znakomite widowisko, nawiązujące do niemego kina (w tym słynnego niemieckiego ekspresjonizmu), świetnie poprowadzone przez połączone grupy aktorskie, które w cudny sposób przenoszą nas ze świata lalki do świata aktorów. Znakomicie przygotowane i zagrane zostały wszystkie zwierzęta (od „irytującego” motyla, przez ropuchy, mysz, kreta, po ptaka), świetnie przygotowane, wydawałoby się trudne do zrealizowania sceny, jak np. narodziny Calineczki. Warto zająć miejsca bliżej sceny, bo można obserwować nie tylko rewelacyjne ruchy aktorów, ale też mimikę ich twarzy.

   Mam nadzieję, że to nie ostatnia taka koprodukcja tych dwóch teatrów, bo znakomicie się uzupełniają.

Ray

METRYCZKA
tekst: H.CH. Andersen
adaptacja i reżyseria: Teatr Montownia i Teatr Papahema
scenografia i kostiumy: Paulina Czernek
muzyka: Wiktor Stokowski
obsada: Paulina Moś, Helena Radzikowska, Adam Krawczuk, Paweł Rutkowski, Rafał Rutkowski, Mateusz Trzmiel, Maciej Wierzbicki
foto: Katarzyna Chmura