Co modna Pani wiedzieć powinna, reż. Agata Puszcz

   Podobnie, jak w ubiegłym roku, ten nowy, rozpoczęty parę dni temu rok zaczynamy wizytą w teatrze. Mam również nadzieję, że tym razem nie zakończymy tych wizyt w kwietniu… Żeby dobrze rozpocząć rok warto zapomnieć o wszystkim, co złe, brzydkie i smutne, a dostarczyć sobie odrobiny radości, by naładować baterie do całorocznego działania. W tym zatem celu należało odwiedzić teatr specjalizujący się w graniu komedii. Dodatkowym bodźcem, który wpłynął na wybór teatru był fakt, że jeszcze nigdy w nim nie byliśmy. Nazywa się Klub Komediowy i mieści w piwnicy domu przy ulicy Nowowiejskiej 1, tuż przy placu Zbawiciela. Chodziłem tamtędy wiele razy, ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu nie udało mi się dostrzec całkiem solidnych drzwi prowadzących do teatru. Na szczęście Malu okazała się bardziej spostrzegawcza, odnalazła teatr, a przy okazji zakupiła bilety na monodram „Co modna Pani wiedzieć powinna.”

   Monodram to nie jest sprawa łatwa. Nie dość, że sam tekst musi być dobry, to jeszcze aktor pozostawiony jest sam na sam z publicznością. Nikt go nie wspomoże, nikt nie wybawi z ewentualnej opresji. Do tego, grając samodzielnie dużo łatwiej zauważyć, czy to, co się mówi ze sceny trafia, czy też nie trafia do widzów. Przed paroma tygodniami oglądałem w telewizji „Mszę za miasto Arras”, w której znakomitą pamięcią i równie znakomitym aktorstwem popisał się pan Janusz Gajos. Po spektaklu opowiadał, jak przygotowywał się do roli, ale też o odpowiedzialności branej na barki w przypadku monodramu. Trudno jest zawładnąć widzami w przypadku poważnego dramatu, ale rozbawienie publiczności też przecież do łatwych nie należy. Publiczność nie zawsze „łapie” tekst, nie zawsze aktor spełnia jej wymagania, a tekst śmieszny na papierze, wcale nie okazuje się śmieszny, gdy jest wypowiadany ze sceny.

   Na szczęście nic takiego wczoraj nie miało miejsca! Monodram Joanny Pawluśkiewicz, grany przez panią Katarzynę Kołeczek nie tylko podoba się publiczności, ale nawet zdążył już zdobył nagrodę. Lekko ocierająca się o kabaret, sztuka opowiada o „trudnym” życiu młodej kobiety, narażonej na ustawiczny strach przed starzeniem. To historia kobiety, której walka o zachowanie dobrze wyglądającego ciała przysłania całą resztę życiowych spraw. Nie pozwala jej pracować, myśleć, bawić się. Nie pozwala znaleźć tego jedynego. A tak bardzo by przecież chciała… Dziewczyna spędza czas na czytaniu wszystkich kolorowych pism dla pań i bezkrytycznie podchodzi do zawartych w tych pismach porad. Kupuje dziesiątki, często wykluczających się kosmetyków, które często powodują u niej różne wysypki czy opuchnięcia części ciała. Ale nie zraża jej to, bo przecież napisali, że to jest dobre, że to pomaga. Zatem cierp ciało… Poza magazynami, innymi źródłami informacji o świecie dla młodej pani są oczywiście strony plotkarskie w komputerze i seriale telewizyjne.

   Panna teoretycznie dba o siebie, a jednocześnie nie potrafi się pozbyć dotychczasowych przyzwyczajeń (papierosy, chipsy, parówki), chciałaby zadbać o kondycję, ale nie może się zdecydować na wykonanie jakichkolwiek czynności (chociaż, udało jej się już kupić karnet na siłownię), jedyne ćwiczenia, jakie wykonuje dotyczą ćwiczeń twarzy. Tych akurat nie da się opisać, trzeba je po prostu zobaczyć.

   Pani Katarzyna Kołeczek dała popis aktorstwa, znakomicie przedstawiając, graną przez siebie, niezbyt rozgarniętą pannę, pracowała ciałem i mimiką, przerysowując zachowania bohaterki, uwydatniając jej – chciałoby się napisać „głupotę” – ale może lepiej zabrzmi „zagubienie”. Aktorka wzbudziła mój podziw reakcją na dzwoniące telefony widzów, czy padające z widowni podpowiedzi. Trzeba umieć reagować na „ataki” z zewnątrz, odnieść się jakoś do nich (z uśmiechem, kiwaniem głową, słowem), a jednocześnie nie stracić kontroli nad graną sztuką.

   Dobrze rozpoczął się ten rok. Mam nadzieję, że poniedziałkowa wizyta w teatrze była pierwszą, ale nie ostatnią wizytą w Klubie Komedii w tym roku. Nabrałem ochoty na więcej. Odpowiada mi klimat tego miejsca (chociaż muzyka mogłaby być cichsza i łagodniejsza), odpowiada bliski kontakt aktora z widzami i „rozsądne” ceny biletów. Pora zatem przyjrzeć się bliżej repertuarowi.

   A dla pani Katarzyny wielkie brawa! Zrobić z siebie idiotkę i nie stracić twarzy świadczy o dobrej technice aktorskiej, ale też właściwym, z dystansem podejściu do życia. Liczę na to, że aktorka (być może znów z autorką monodramu i reżyserką) stworzą nowy, równie dobrze zrobiony spektakl.

Ray 

Joanna Pawluśkiewicz – Co modna Pani wiedzieć powinna/ reż. Agata Puszcz, wyk. Katarzyna Kołeczek/ Klub Komediowy, Warszawa, 04.01.2016