Halka – reż Natalia Korczakowska

Nadszedł  czas na operę. Z repertuaru  naszego Teatru Wielkiego w Warszawie wybrałam „Halkę” Stanisława Moniuszki. Wyjście do opery wiąże się zawsze z dylematami: co ubrać, czym pachnieć, czym pojechać … i takie tam niby głupoty. Ale opera to sztuka, która wymaga odpowiedniego przygotowania, dlatego traktuję to wyjście jako coś wyjątkowego.  I oczekuję, że zobaczę i usłyszę również coś wyjątkowego.  I wiecie co? Zawsze jest wyjątkowo.

„Halka” to, historia nieszczęśliwej miłości. Biedna dziewczyna nieprzytomnie zakochana w Januszu, paniczu z wyższych sfer, zostaje prze niego porzucona. Owocem ich wcześniejszego romansu jest dziecko, które Halka nosi pod sercem. Piękny Janusz na towarzyszkę  życia  wybiera  jednak Zosię Stolnikową, małżeństwo z nią nie będzie zatem mezaliansem. Halka to tylko igraszka…  Zrozpaczona Halka popada w obłęd.  Zakochany w niej po uszy wiejski chłopak Jontek, nie jest wstanie uleczyć złamanego serca Halki. Jak się można domyślić, historia  ta nie zakończy się happy endem.

Motyw takiego trójkąta/ czterokąta pojawia się w wielu dziełach literackich… a właściwie, któż z nas nie zna osobiście takiej „Halki”?  Problemy nieszczęśliwej miłości oraz nierówności społecznych nie zmieniają się mimo upływu epok i zmian obyczajów. Jeśli dobrze  odczytałam, zamiarem twórców tego przedstawienia było uwidocznienie faktu, że są to problemy zawsze aktualne.  Sprytnie zastosowano tu  poplątanie czasoprzestrzeni.  W bardzo prosty sposób wymieszano epoki, np. poprzez wykorzystanie kostiumów i rekwizytów z różnych wieków.  Śmiesznie wygląda służący w stroju z osiemnastego wieku używający współczesnego mopa. Pierwotnie ten miszmasz mnie zdziwił i zdezorientował, ale szybko polubiłam ten zabieg.  Gdy na scenie, między wiejski, górski lud wjechała  para współczesnych rolkarzy, stwierdziłam, że to tak niedorzeczne, że aż genialne. Cieszę się, że tym razem nie było aż tak bardzo multimedialnie (jak w przypadku przedstawienia „Czarodziejski Flet”). Oczywiście realizatorzy skorzystali z dobrodziejstw dzisiejszej techniki, jednak w sposób bardzo umiarkowany i dzięki temu scenografia była iście operowa.  

Muzyka? Zagrana bardzo poprawie… dobrze… No dobra, Moniuszko mnie nigdy nie zachwycał (to taka moja przywara), więc potraktowałam ją jako tło.  Jednak, zastanawia mnie i fascynuje fakt: jak diwa może wydobyć z siebie taki głos nawet wtedy, gdy leży w niewygodnej pozie?  Podobało mi się jeszcze to, jak wykonawcy zamierają na długie minuty w bezruchu. Stwarza  to  iluzję, że to nie ludzie tylko posagi, manekiny, albo wyświetlony kadr filmowy, stop klatka…  nie dowierzasz własnym oczom, niezwykłe.

Przez ten  cały epokowy miszmasz wyszłam  z opery trochę skonfundowana. Właściwie nie wiedziałam, czy mi się podobało?  Miało być tak swojsko, góralsko, ludowo, a tu taka niespodzianka.  Musiałam kilka rzeczy przedyskutować, powiedzieć na głos, żeby dojść do wniosku:  „i tym razem wzięłam udział w czymś jednak wyjątkowym”.

YSL

METRYCZKA:

Reżyseria: Natalia Korczakowska
Dyrygent: José Maria Florêncio
Scenografia: Anna Met
Kostiumy: Marek Adamski
Choreografia: Tomasz Jan Wygoda
Światła: Felice Ross 
Dramaturg: Tomasz Kubikowski
Projekcja video: Kobas Laksa 
Przygotowanie chóru: Bogdan Gola

Obsada:
Magdalena Molendowska – Halka
Dominik Sutowicz – Jontek
Łukasz Goliński – Janusz
Mieczysław Milun – Stolnik
Anna Bernacka – Zofia
Dariusz Machej – Dziemba

Chór i Orkiestra Teatru Wielkiego – Opery Narodowej
Polski Balet Narodowy
Aktorzy i statyści

Foto ze strony Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie