Jozef Srna – Wizja czasu – Instytut Słowacki, Warszawa

   W czwartek, 05.10.2017 na ścianach Galerii Instytutu Słowackiego w Warszawie zagościły prace Jozefa SRNY, artysty młodego, urodzonego w 1979 roku w Bratysławie, w którego pracach trudno jednak szukać młodości, trudno szukać młodzieńczej radości, nieskrępowanej wolności, czy oznak hołdowania bezgranicznemu hedonizmowi. Nie ma w nich prób mierzenia się z władzą, z panującymi ideologiami, nie ma wyważania bram, które żadnego wyważania nie potrzebują. Nie ma zbędnej buńczuczności, łamania tabu, wychodzenia przed szereg tylko po to, by stanąć przez szeregiem i zobaczyć, że tu też już utworzył się szereg nowy…

   Przypatrując się obrazom obecni na wernisażu goście trafiali do zupełnie innego wymiaru naszej ludzkiej egzystencji. Z pozoru kolorowych prac artysty wyziera niesamowity smutek, wszechogarniająca melancholia, obcość i… samotność. Chociaż w wielu przypadkach są próbą ukazania pewnego wycinka rzeczywistości (krajobraz, pejzaż miejski), chociaż pojawiają się czasami większe lub mniejsze, bardziej lub mniej wyraziste figury ludzi, to człowiek – obserwator (a przez to i sam malarz), sprawia wrażenie „wrzuconego” w tę przestrzeń bez własnej woli, niechcący lub może nawet siłą. Znajduje się w niej, ale jest jakby poza nią, nie da się i nie chce się w nią włączyć. Kolory, przestrzeń, wydarzenia dziejące się przed oczami nie są widziane bezpośrednio, ale niczym oglądane przez ekran telewizora. Jeśli nawet nie są nieprawdziwe, to na pewno nie są nasze, nie są moje. To świat wokół mnie (nas), ale też świat daleko poza mną, który nie ma ze mną nic wspólnego. Ja – obserwator nie należę do niego, ani on nie należy do mnie.

   Na warszawskiej wystawie artysta zaprezentował dwa rodzaje prac. Najpierw oczy oglądającego przykuwają duże formatowo obrazy olejne, malowane dość „ostrymi” farbami, przede wszystkim odcieniami koloru żółtego, niebieskiego i zielonego. Sprawiają wrażenie, jak gdyby autor chciał w nich połączyć nowoczesność z elementami impresjonizmu, ekspresjonizmu, a czasami, zwłaszcza w przypadku dwóch obrazów („Światło kontrowe” i „Obserwator”) niemieckiego romantyzmu. Jest w tych obrazach pozorna radość, a tak naprawdę w każdym przejawia się wspomniany już smutek, graniczący wręcz z depresją, jest wszechobecna melancholia, jest wyczuwalny strach przez samotnością i przemijaniem.

   Inną kategorię stanowią akwarele. W tym wypadku autor już nawet nie próbuje chować się za pozorami radości. To bardzo smutne, jesienne, piękne, melancholijne obrazy. W przeważającej większości są próbą uchwycenia pewnego momentu w czasie i w przestrzeni. Są próbą uchwycenia krajobrazu, przelatujących ptaków, chmur widzianych z wierzchołka góry, czy okna samolotu. W każdym przypadku uchwycona jest ta jedna, jedyna, niepowtarzalna chwila, to czas i miejsce, którego już nie ma. Czasami to tylko jedno pociągnięcie pędzla, innym razem wielokrotnie nakładane na siebie płaszczyzny farby, zlewające się ze sobą, przy czym żadna nie dominuje, wszystkie mieszają się tworząc nieopisywalne związki, które są z kolei próbą przekazania w tej formie wrażliwości duszy samego autora. Moją uwagę przyciągnęły zwłaszcza serie miniaturowych obrazków, w których wrażliwość autora na piękno i ulotność chwili jest wyrażona najdobitniej. Ileż w nich piękna, ale też wspomnianej już melancholii, ileż w nich wyjątkowego nastroju smutku, przemijania, ostatniego pożegnania.

   Jozef Srna to niezwykle wrażliwy, młody człowiek, wychowany w kulcie piękna, miłości do sztuki, ale też nauczony trudu życia. Na przykładzie własnej rodziny (jego ojciec, również artysta malarz, zmarł w 1992 roku, nie cieszył się uznaniem ówczesnych władz państwa) poznał trud bycia artystą, poznał, jak wiele czasami trzeba oddać z własnego życia, aby móc trwać przy wyznawanych przez siebie wartościach, aby móc robić to, do czego człowiek został stworzony. Stąd też zapewne tak wyraźne w jego sztuce dążenie do chwytania chwili, pokazywania jej ulotności, stąd pewnie ta bezgraniczna samotność.

   Korzystając z okazji chciałbym podziękować Instytutowi Słowackiemu za zorganizowanie tej wystawy, Brankowi Valachowi za pomysł jej zorganizowania, a Jozefowi Srnie za obrazy i za piątkowe godziny, spędzone wspólnie w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Ray