Wojciech Zamecznik – Foto-Graficznie

Zachęta, Warszawa (04.02.2016)

   Tuż przed wizytą w Muzeum Żydów Polskich, do którego udałem się na koncert Hashtag Ensemble, udałem się do Zachęty na wystawę prac Wojciecha Zamecznika. Jeszcze niedawno o każdej wystawie prezentowanej w budynku Zachęty pisałem raczej negatywnie, ale od pewnego czasu wciąż jestem zaskakiwany, albowiem pojawiają się tam wystawy, które sprawiają mi wiele radości. Aż trochę szkoda, że koncert wspomnianego wyżej zespołu, nie odbył się wśród prac Wojciecha Zamecznika, bo współgrały by ze sobą wspaniale.

   Bo sztuka Zamecznika to awangarda w najlepszym jej wymiarze, to sztuka poszukująca, ze wszech miar modernistyczna, wychodząca poza wszelkie schematy, znakomicie wpasowana w lata, w których powstawała, w czasach poszukiwania nowych dźwięków w muzyce, nowych przestrzeni w sztuce, w czasach łączenia nowoczesności, zdobyczy techniki z naturą i klasyczną sztuką. To sztuka nowoczesna, która w mojej opinii nic z owej nowoczesności nie straciła, bo jest ponadczasowa, bo wciąż robi wielkie wrażenie. Aż czasami trudno sobie wyobrazić, że powstawała w tak siermiężnych czasach.

   Odnoszę wrażenie, że Zamecznik widział i fotografował tę część naszej fizyczności, która jest niewidoczna dla nas wszystkich. Zatrzymywał kadry z fragmentami aktywności cząsteczek materii niewidocznej dla zwykłego zjadacza chleba. Te wszystkie spirale, przerwane łańcuchy, wirowania fal ukazują, jakże bogata jest przestrzeń, która nas otacza. A pan Wojciech chwytał te drobne elementy (nad)rzeczywistości i zestawiał je z rzeczami widzialnymi. Stąd jego kompozycje wydają się być stechnicyzowane, a jednak czuć w nich duszę. Niewiele pamiętam z lat wczesnej, podstawówkowej młodości, ale do dziś mam przed oczami okładkę płyty, której w szkole nikt mi nigdy nie puścił, ale sama okładka zrobiła na mnie wielkie wrażenie, łączyła w sobie delikatność natury z czymś nierzeczywistym w postaci czerwonego słońca. Była to okładka płyty zawierające „Sen nocy letniej” Mendelssohna i „Bolero” Ravela w wykonaniu Warszawskiej Orkiestry Symfonicznej pod dyrekcją Witolda Rowickiego, którą można zobaczyć na tej wystawie. Jakże wielkie musiało być to doznanie, które przetrwało lata?!

   Wojciech Zamecznik, mimo krótkiego życia, zostawił po sobie bardzo wiele. Stworzył około dwustu plakatów (nie wiem, czy ktoś, kiedykolwiek lepiej oddał nowoczesną muzykę, jak on na plakatach Warszawskiej Jesieni, czy plakatach „Muzyka Polska), liczne projekty okładek płyt, książek, magazynów, kalendarzy (ale był też np. twórcą czołówki do telewizyjnego magazynu Pegaz!). I wszystkie poruszają, wszystkie – mimo owej technicznej surowości – mają w sobie jakąś magię, były i wciąż pozostają wyjątkowe. To artysta, który obok H. Tomaszewskiego, najcudniej wykorzystywał drobne elementy do oddania wielkich spraw. Element twarzy, czy zatrzymany w kadrze lekki ruch dłoni wyrażają więcej niż potężne elaboraty.

   Na wystawie można obejrzeć film stworzony przez artystę, opowiadający o nim i jego rodzinie, podziwiać wyjątkowe zdjęcia jego żony Haliny Zamecznik, które wykorzystywane były później przez niego w różnych pracach, zdjęcia artystyczne, często zniekształcone, robione w ruchu, ale piękne, ciepłe.

   Wojciech Zamecznik pokazał, że mimo szarości życia, mimo ubogich środków materialnych, można tworzyć rzeczy piękne i ponadczasowe, udowodnił, że to, co jest techniczne nie musi być zimne, odczłowieczone, i wreszcie potwierdził, że to, co małe, lekko tylko zaznaczone, może pokazać bardzo dużo.

Ray