Eva CÁHOVÁ – koncert – Instytut Słowacki, Warszawa

   W pierwszym wpisie dotyczącym relacji z koncertu pisałem, że rzadko w ostatnich latach bywałem na koncertach rockowych. Ale – wstyd się przyznać – jeszcze rzadziej na koncertach z tak zwaną muzyką poważną. Czynników, które na to wpływały było sporo: szwankujące zdrowie, marne finanse, nadmiar pracy. Nie zmienia to jednak faktu, że częstotliwość wyjść na koncerty winna być zdecydowanie większa. Stęskniłem się już za nimi. Mam zatem nadzieję, że może coś się zmieni w przyszłym roku!

   Dzisiaj chciałbym się podzielić wrażeniami z koncertu bardzo kameralnego, o którym wiedziało niewiele osób, w którym uczestniczyło niewiele osób, ale ilość wrażeń dostarczonych przez wykonawczynię była przeogromna. Trzeciego grudnia 2015 roku w sali Instytutu Słowackiego w Warszawie zagrała pani Eva CÁHOVÁ, słowacka pianistka, absolwentka Konserwatorium w Żylinie, która obroniła doktorat w Wyższej Szkole Sztuk Scenicznych w Bratysławie. Artystka młoda, ale mająca na swoim koncie liczne koncerty i nagrody. Między innymi, w 2008 roku zdobyła Złoty Parnas na międzynarodowym Forum Pianistycznym w Sanoku.

   Jednak nie tylko nagrody świadczą o wyjątkowości wykonawców, ale umiejętność wciągania słuchaczy w prezentowane przez siebie utwory, umiejętność czarowania muzyką, umiejętność skupienia całej uwagi słuchacza na granej muzyce. Wiele razy zdarzało mi się słuchać różnych wykonań, podczas których ciężko było utrzymać głowę w pionie, i wcale nie z powodu „sennej” muzyki, ale właśnie wykonawcy. Na szczęście pani Cáhová gra tak, że znikają problemy, smutki, znika codzienność, że znika cały zewnętrzny świat. Zostaje tylko muzyka. A muzyka zaprezentowana tego grudniowego wieczoru była wyjątkowa. Pani Eva podzieliła koncert na dwie części. W pierwszej zagrała dzieło znane, choć raczej nie grane zbyt często – Preludia Op. 34 Dymitra Szostakowicza, natomiast w drugiej części zabrzmiały kompozycje słowackich kompozytorów, z których znane mi było zaledwie jedno nazwisko. A przecież odkrywanie nowych nazwisk, nowych kompozycji, to jeden z najważniejszych celów obecności na takich koncertach.

   Zastanawiałem się, jak pani Evie uda się wydobyć jakże bogatą paletę barw, zawartą w kompozycjach rosyjskiego twórcy. Jak wydobędzie, jak przedstawi wszystkie historie zgromadzone w krótkich, ale jakże wyrazistych utworach. Zbiór 24 preludiów powstał na przełomie lat 1932/1933 i był swego rodzaju odskocznią od ukończonej w 1932 roku słynnej opery kompozytora „Lady Makbet mceńskiego powiatu”. Preludia to utwory bardzo zróżnicowane, w których można odnaleźć nawiązania do bachowskiej klasyki, ale przełożonej już na nowy język – język muzyczny pierwszej połowy XX wieku. Artystka poradziła sobie z tymi krótkimi, ale jakże treściwymi utworami znakomicie. Pracując mocno pedałem, dodawała mocy i tak już rozbuchanym momentami fragmentom, z kolei w innych z niezwykłą delikatnością oddawała ich liryzm i melancholię. Rozmaitość stylistyczna preludiów zawsze stwarza okazję do stworzenia w głowie jednej, rozbudowanej historii. W tym wypadku mogła to być na przykład historia życia samego Szostakowicza.

   Pierwsza część koncertu wprowadziła słuchaczy w niesamowity nastrój, można było zatem przejść do drugiego etapu, w którym zaprezentowane zostały kompozycja słowackich kompozytorów. Pomiędzy każdym kolejnym utworem, artystka przedstawiała krótko historię jego powstania, a umiejętność nawiązywania kontaktu z publicznością, sypanie dowcipami spowodowało, że każdy utwór słuchało się z wielkim zaangażowaniem. Najpierw, za sprawą fragmentu dzieła „Tatrzańskie potoki”, zatytułowanego „Potok i powiew”, artystka zaproponowała nam podróż w Tatry. Znakomicie ujęte w nuty porywy wiatru i szum potoku, skomponowane przez jednego z najbardziej znanych słowackich kompozytorów Jána Cikkera (zm. w 1989 r.), spowodowały, że wręcz czuło się na rękach krople rozpryskującego się potoku, a na głowie delikatny dotyk wiatru.

   Druga kompozycja wywołała falę wspomnień i wzruszeń, jakie towarzyszyły nam wszystkim po katastrofie prezydenckiego samolotu w 2010 roku. To właśnie ofiarom tej tragedii słowacki kompozytor (rosyjskiego pochodzenia) Jevgenij Iršaj poświęcił krótki, piękny, niezwykle liryczny utwór „Tasaufi na fortepian”.

   Z kolei spod ręki Vojtecha Didi wyszły piękne nuty, które złożyły się na utwór „Hommage á F.Liszt”. Ta kompozycja, będąca połączeniem współczesnej muzyki z elementami romantycznymi okazała się raz jeszcze znakomitym przykładem ukazującym klasą wykonawczą pianistki, która udowodniła, jak znakomicie potrafi oddać charakter współczesnej muzyki, wzbudzić dzięki niej wyjątkowe, niepowtarzalne emocje.

   Na zakończenie otrzymaliśmy fragmenty preludiów na fortepian, zatytułowane „One week of one woman” oraz „Tango bez pożegnania”. Utwory te zostały skomponowane przez Petera Špiláka – jak się okazało, dobrego znajomego artystki. Mało tego, wspomniane kompozycje stworzone zostały specjalnie dla niej. Mało tego, okazało się, że ową tytułową kobietą była właśnie pani Cáhová. Kompozytor w tych krótkich formach, trochę złośliwie, a ne pewno z przymrużeniem oka chciał pokazać humorzastość kobiet, ze szczególnym uwzględnieniem swojej bliskiej znajomej. Dowcipne, mocne, wyraziste kompozycje znakomicie zagrane przez artystkę wzbudziły sporo radości wśród zgromadzonych melomanów.

   Cudny to był wieczór. Mam nadzieję, że w przyszłym roku Instytut zaprosi jeszcze licznych muzyków ze Słowacji, z panią Cáhovą włącznie. Bo kto, jak nie takie otwarte, intrygujące artystki mają zachęcać tych, którzy bronią się przed słuchaniem poważnej muzyki, by się nie bali, by otworzyli się na przecudne dźwięki.

Ray

Eva CÁHOVÁ – koncert, Instytut Słowacki, Warszawa, 03.12.2015