Perfect. 35-lecie. Wszystko ma swój czas

   Przy okazji prawie wszystkich ostatnich wpisów narzekam, że nie mam czasu pisać. Oczywiście trochę przesadzam, bo czas może bym i znalazł, ale jestem tak wykończony, że zwyczajnie mi się nie chce. Zbyt dużo pracy i szalejące ostatnio zmiany ciśnienia powodują, że organizm mi się buntuje. Nie mam siły pisać, zasypiam nad otwartą książką, odpływam w połowie filmu. A muszę jednocześnie przyznać, ze sporo się ostatnio działo, że miałem okazję sporo zobaczyć, i – mimo wspominanego przysypiania – jednak trochę przeczytać. Najgorsze niestety jest to, że sporo już uleciało z mojej pamięci.

   Dzisiaj chciałbym wrócić do koncertu – niespodzianki. Po fantastycznych koncertach, w jakich miałem okazję uczestniczyć w drugim tygodniu lutego, czyli w czwartkowym (12.02.2015) koncercie grup Ceti i Jary Oz oraz piątkowym (13.02.2015) częstochowskim koncercie zespołu Noise Dicks, postanowiłem odpocząć. Wróciłem z Częstochowy skonany, bo jednak dwa koncerty pod rząd, połączone z wyjazdem to już trochę za dużo jak na moje obecne możliwości. Niedziela zatem miała być dniem dochodzenia do siebie. Tymczasem jeszcze przed południem zajrzał do mnie sąsiad z propozycją nie do odrzucenia, a mianowicie zaoferował mi bilety na koncert zespołu Perfect. Na specjalny koncert, otwierający trasę koncertową grupy, przygotowaną z okazji 35 lat istnienia zespołu. Sumienie by mnie zagryzło, gdybym odmówił! Wszak wychowałem się na tym zespole, winylowa płyta Perfectu była jedną z pierwszych, jakie nabyłem i bez końca zarzynałem na swoim Bambino. Należę do pokolenia, które żyło tą muzyką, które rozważało każdą najdrobniejszą frazę zawartą w niepowtarzalnych tekstach grupy, które kontemplowało, ale też znakomicie bawiło się przy zawsze znakomitej muzyce zespołu. W „cyklu” dotyczącym moich ulubionych płyt, na pewno znajdą się zatem opisy i wspomnienia związane z krążkami Perfectu.

   A na razie muszę powiedzieć tylko jedno – z wielką radością i z wyśrubowanymi oczekiwaniami zjawiłem się w hali Torwaru, aby zmierzyć się z historią polskiego rocka. Przed wielu laty miałem już okazję widzieć Perfect na żywo, ale było to bardzo dawno, więc byłem bardzo ciekaw, jak podziała na mnie ich muzyka, na ile mnie poruszy, zastanawiałem się, czy cokolwiek pamiętam z tekstów zespołu. I jak – podobno – nie zapomina się jazdy na rowerze, tak okazało się, że wraz z muzyką w gardle natychmiast rodził się śpiew, i słowa same układały się w poszczególne zwrotki i refreny. Oczywiście uciekają pojedyncze słowa, ale całość głęboko zagnieździła się w głowie. Mimo upływu lat, słowa piosenek Perfectu wciąż żyją we mnie, wciąż poruszają i – co niezwykle ważne – nic nie straciły na wartości, nie straciły swojej mocy, nie przedawniły się.

   Podobnie jest z muzyką. Zdaję sobie sprawę, że na mnie działa w inny sposób, niż na przykład na ludzi młodszych, bo wiąże się ze wspomnieniami, ale jestem pewien, że całkiem obiektywnie zabrzmi stwierdzenie, iż muzyka zespołu wciąż jest wyjątkowa, wciąż jest znakomita, wciąż jest w stanie poruszyć każdego. Bo to muzyka ze wszech miar perfekcyjna! Ma w sobie żywioł i melancholię, zachęca do ostrej zabawy i zmusza do zadumy. Jest po prostu znakomita, jest ponadczasowa. I ten koncert był tego najlepszym przykładem!

   Zespół spełnił moje oczekiwania, moje potrzeby, albowiem zagrał dokładnie to, co chciałem usłyszeć. Panowie skupili się na starszym repertuarze, przeplatając stare hity co lepszymi numerami późniejszymi. I w tym wypadku też należy powiedzieć tylko jedno – to wciąż ten sam zespół, wciąż tworzący znakomite kompozycje. Tak starsze, jak i nowe tworzą pewną jedną znakomitą całość. Nie miałem czasu, ani ochoty, by notować prezentowane ze sceny utwory, ale pojawiły się na pewno takie perły, jak „Bla bla bla”, „Idź precz”, „Nie płacz Ewka”, „Lokomotywa z ogłoszenia”, „Nie mogę ci wiele dać”, „Autobiografia”, „Chcemy być sobą”, „Ale w koło jest wesoło” oraz fantastycznie zagrany, rozbudowany „Pepe wróć”. Z nowszych numerów zespół zaprezentował m.in. „Niepokonani”, „Odnawiam dusze”, „Kołysanka dla nieznajomej”. Było ich więcej, ale już wszystkich nie pamiętam. A wszystkie zagrane znakomicie. Nie zabrakło fantastycznych partii basu, solówki na perkusji i licznych wymian solówek trzech gitarzystów, albowiem w kilku utworach panów Kozakiewicza i Krzaklewskiego wsparł jeszcze – zaproszony specjalnie na ten koncert – Ryszard Sygitowicz!

   A pan Grzegorz też wciąż bez zmian, wciąż w znakomitej formie. Wciąż zniewala swoim mocnym, niesamowitym głosem, wciąż porusza swą manierą śpiewania, wciąż jest i już pozostanie głosem mojego pokolenia. Muszę jeszcze wspomnieć, że gościnnie na scenie pojawiła się również córka pana Grzegorza – Patrycja Markowska, która zaśpiewała jeden swój utwór, jeden utwór Perfectu (o ile pamiętam, to było „Opanuj się”) oraz w duecie z Grzegorzem Markowskim utwór wypromowany przed laty przez Tinę Turner i Davida Bowie – „Tonight”, tym razem w polskiej wersji językowej.

   Zespół zadbał też o wrażenia wzrokowe, albowiem na umieszczonym w tle sceny telebimie odtwarzane były różne filmy, dopasowane do treści i nastroju poszczególnych utworów, dodające im niesamotnego, niepowtarzalnego klimatu.

   Cieszę się przeogromnie, że mogłem być na tym koncercie, cieszę się, że zespół gra tak, jak za moich młodych lat, cieszę się, że ta muzyka wciąż na mnie działa w tak mocny sposób. I mam nadzieję, że podobnie podchodzą do niej inni, dzięki czemu zespół będzie nam jeszcze grał, i grał, i grał!

   I na zakończenie muszę raz jeszcze bardzo gorąco podziękować mojemu sąsiadowi za bilety!!!

Ray

Perfect. 35-lecie. Wszystko ma swój czas – Torwar/ Warszawa, 15.02.2015

Recenzja ukazała się pierwotnie w dniu 06.03.2015