O wiośnie i potrzebie zmian

   Co roku mówię sobie, że to już ostatni raz. Już nigdy więcej nie pozwolę sobie na nie zauważenie, a innym na to, by mi w owym zauważaniu przeszkadzali. Zazwyczaj mówię tak sobie tuż przed Nowym Rokiem, czasami w dniu urodzin, gdy zaczyna się jesień lub gdy kończy się zima. Powtarzam to jak mantrę, że już wystarczy, że tak nie można, że w końcu trzeba coś zrobić. I nawet jeśli próbuję coś robić, to i tak nic z tej roboty nie wychodzi, nawet jeśli z impetem ruszam do pracy, to bardzo szybko impet ten opada, traci na jakości, zaangażowanie mija i znów wszystko wraca do normy. Do niechcianej normy, ale jednak wraca. Samemu ciężko utrzymać rygor, samemu ciężko utrzymać mobilizację, samu w ogóle ciężko cokolwiek zrobić. A z zewnątrz przychodzą tylko dobre rady, że trzeba sprawy w swoje ręce, że w ogóle, to my decydujemy, że nasze życie, to nasze życie i tylko my, my sami musimy, my możemy. I ty też możesz, tylko się weź za siebie.

   I słucham i się biorę. Każdego roku, przy każdej nadarzającej się okazji. Biorę się z impetem, tworzę plany niebosiężne, ustalam, że od dziś, najpóźniej od jutra, to już na pewno, na sto procent, no, po prostu nie ma zmiłuj, zrobię, zmienię, poprawię. Będę taki, że aż strach się bać i powiedzieć strach, jaki będę. No, i tak mówię, i nawet wykonam kilka działań, pięć skłonów, trzy przysiady, sprawdzę kilka ogłoszeń o pracę, wyjmę książkę do nauki języka. Wszystko to robię. Z zaangażowaniem ogromnym, z radością w sercu, że już, że za chwilę mój świat się zmieni, ja się zmienię, wszystko się zmieni. Że z tego, co mam, zacznę czerpać więcej, mocniej i głębiej, że to, co już mam jeszcze rozwinę, jeszcze wzmocnię. I szukać nowych wrażeń, nowych ludzi zacznę. I pomysłów nowych pojawi mi się w głowie bez liku. Bo trzeba, bo teraz, bo pora najwyższa. Bo, jak nie teraz, to kiedy, jak nie ja, to kto? Bo, jak nie…

   Tak jest bardzo często. Przy każdej okazji, bo każda okazja, każdy dzień, każde zdarzenie jest dobre, żeby podjąć decyzję, żeby wstać, by się ruszyć, by wykonać, zrobić, zmienić. Każda chwila jest dobra, by zacząć, by zainicjować, by zaplanować. I działać, działać, działać. Nie przestawać w działaniu, tylko działać i iść do przodu, i rozwijać się, i zmieniać i dokształcać, i dowiadywać się i żyć. Pełna piersią żyć. Bez chwili przerwy, bez stękania, marudzenia, beż odkładania na później. Żyć, bo życie krótkie jest, niepewne jest, piękne jest, ale ma swój czas. Zwykle zbyt krótki, by czekać, by zwlekać, by marnować je na coś, co mi nie odpowiada, co mnie niszczy, zniewala, wkurza, zabija. Nie można tak, nie wolno tak, nie należy tak i nie uchodzi tak. Bo trzeba z żywymi naprzód, i sięgać po nowe, po lepsze. I wcale nie o rozpustę, rozpasanie i inne hedonistyczne działania tu chodzi. Ale o czerpanie pełną garścią z tego, co dobre, z tego wokół mnie, z idei, ludzi, miejsca. I rozwijanie siebie, wnętrza swego i rozwijanie kontaktów z innymi, bo tylko z nimi i przez nich to wnętrze rozwijać się może. I czytać, i słuchać, i bywać. I obserwować, patrzeć aż do bólu oczu. I podziwiać, i brać przykład. I rozkwitać, kolejny już raz, powoli, delikatnie, bo przecież nagle to po diable, bo nadmiar niczemu nie służy. Ale jak ta kropla drążyć powoli. Jak te pączki, wytrwale, rok po roku, krok po kroku rozwijać się, zmieniać, ulepszać. Mimo chłodu i słońca, mimo wiatru, śniegu, deszczu. Powoli robić swoje, rozwijać się, żyć.

   Co roku mówię sobie, że to już ostatni raz. Już nigdy więcej nie pozwolę sobie na nie zauważenie, a innym na to, by mi w owym zauważaniu przeszkadzali. Co roku powtarzam, że to już ostatni raz, gdy nie zauważam, że przyszła wiosna, gdy nie zauważam, że zmienia się pogoda, że świat się zmienia. Gdy nie zauważam, że na krzewach i drzewach pojawiają się pierwsze pąki, że wśród jeszcze nie soczyście zielonej, a raczej zrudziałej, stłamszonej trawy pojawiają się pierwsze kolory, kolory pierwszych wiosennych kwiatów, że po szarości dnia, goliźnie gałęzi, której też przecież nie zauważam, pojawiają się oznaki życia, oznaki wiosny, która nie czeka, które nagle, wręcz gwałtownie, z dnia na dzień pojawia się niemal na każdym kroku. Tylko trzeba się w końcu zatrzymać, spojrzeć, dostrzec. I wreszcie coś zrobić, to dobry czas, by zmienić myślenie, zmienić zabijającą pracę, zmienić przyzwyczajenia, które nie pozwalają na zmiany, na owo dostrzeganie. Ciekawe, jak będzie w tym roku…

Ray