Granice świętego Jana – koniec lata w Nysie (i nie tylko) – część 6

Nysa – kościół jezuitów

   Wszystko, co dobre, musi się niestety kiedyś skończyć. Nasza wycieczka też. Połowę dnia postanowiliśmy poświęcić zwiedzaniu Nysy i zajrzeniu do Otmuchowa, drugą połowę przeznaczyć na powrót do domu.

   Nysa to miasto powstałe przypuszczalnie już w X wieku, ale jego rozwój nastąpił w wieku XIII, gdy stało się własnością biskupa wrocławskiego, a od XVI tutaj swoją rezydencje mieli wrocławscy biskupi (pamiętamy o słupach granicznych!), a dzięki dużej ilości kościołów, ale też dobrze rozwiniętego szkolnictwa, Nysa nazywana była Śląskim Rzymem. Warto zauważyć, że do dzisiaj trwają spory, do którego Śląska winna należeć Nysa, Dolnego, czy Górnego?

   Należało zatem zobaczyć nyskie stare miasto, ze szczególnym uwzględnieniem katedry oraz oraz chociaż cząstkę fortyfikacji. My skupiliśmy się na tych najbliższych, znajdujących się obecnie w mieście, a nie je obrzeżach. Nysa była bowiem już od XV wieku miastem ufortyfikowanym. Przyjmuje się, że pierwsze fortyfikacje powstały w wieku XVI, ale później stale następowała rozbudowa istniejących lub budowa nowych właściwie do XIX wieku. Dopiero pod koniec XIX wieku część z nich zburzono. Chociaż przez miasto przetoczyły się różne wojny, to jednak do jego największych zniszczeń doszło pod koniec II wojny światowej, kiedy to żołnierze armii radzieckiej zniszczyli dobrze ponad połowę centrum miasta…

   Udało nam się zaparkować w miarę blisko starego miasta, zatem już tylko parę kroków dzieliło nas od pierwszych zabytków, które znalazły się na naszej „liście życzeń”. Oczywiście zwracaliśmy też uwagę na wszystko, co pojawiało się przed naszymi oczami. A jako pierwszy ukazał się pojezuicki kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Duża bryła, ciekawa fasada, piękne ozdoby i wyraźnie widoczne powolne popadanie w ruinę. Kościół podobno bywa otwarty w określonych dniach, ale nie zmienia to faktu, że piękny obiekt wymaga szybkiego i poważnego wsparcia. Obok kościoła znajduje się budynek słynnego Carolinum (nie jest to budynek oryginalny, który spłonął, ale odbudowany w XVII wieku), czyli uczelni zainicjowanej przez jezuitów (wspomniałem już wyżej, że w Nysie już wcześniej istniało dobrze rozwinięte szkolnictwo). Obecnie w gmachu mieści się liceum ogólnokształcące. Nie można nie napisać o kilku absolwentach tej szkoły, a byli nimi m.in. król Michał Korybut Wiśniowiecki, syn Jana III Sobieskiego – Jakub Sobieski, a z bliższych naszym czasom: kard. Alfons Nossol, czy znany aktor Franciszek Trzeciak. W ogóle Plac Solny z wymienionymi i pozostałymi budynkami tworzy jeden z ciekawszych, bardzo klimatycznych miejsc tego miasta.

Nysa – dzwonnica i bazylika

   Kolejnym obiektem, do którego się udaliśmy była nyska Bazylika pw. św. Jakuba Apostoła i św. Agnieszki. Potężny, gotyckiego pochodzenia obiekt (aczkolwiek początków budowy należy doszukiwać się jeszcze w XII wieku, a zatem w swoich fundamentach ma elementy stylu romańskiego), wielokrotnie przebudowywany (ostatni raz po zniszczeniach w czasie II wojny, dokonując regotyzacji kościoła), robi wrażenie swoim wyglądem zewnętrznym (warto zapamiętać, że drugim największym pod względem kubatury zabytkowym kościołem w Polsce – po Bazylice mariackiej w Gdańsku), ma też jeden z najbardziej spadzistych dachów kościelnych kościołów w Europie, ma też jeden z najniżej zawieszonych żyrandoli (do tego jeden z najstarszych, bo przeszło osiemsetletnich), ale przez mgłę pamiętałem, że zachwyca przede wszystkim swoim wnętrzem (raczej prostotą niż bogactwem) i słynnymi tablicami nagrobnymi, gotycką biskupa Wacława II (niestety przerabianą), jak i sansowinowską tablicę Baltazara z Promnicy.

   Owa tablica zapadła mi w pamięć podczas wspomnianej wspomnianej w poprzedniej części relacji wycieczki w Kotlinę Kłodzką, kiedy miałem okazję widzieć m.in. Paczków, Nysę, Otmuchów i Wambierzyce. Wtedy dowiedziałem się o tym sposobie ukazywania zmarłego w pozie snu. Wtedy też chyba pierwszy raz tak bardzo podkręcone zostało moje zainteresowanie historią sztuki, które trwa do dziś.

Nysa – dzwonnica

   Ponieważ moja pierwsza obecność w tym miejscu była bardzo dawno temu, ponowne zobaczenie nyskiej bazyliki było dla mnie niezwykle ważne. Obeszliśmy ją dookoła, po czym weszliśmy do środka i… okazało się, że nic nie zobaczymy, bowiem kościół jest remontowany. Cieszy mnie, że doszło do remontu, aczkolwiek byłem zły, że musiał się on odbywać akurat wtedy… Cóż, ma się to szczęście…

   Ponieważ najważniejszy dla mnie obiekt zobaczyliśmy zdecydowanie szybciej niż się spodziewaliśmy, mogliśmy wyruszyć w krótką trasę po mieście, by zobaczyć interesujące nas jeszcze dwa obiekty, a następnie zacząć szukać fortów. Najbliższym obiektem wartym zobaczenia była oczywiście przykatedralna dzwonnica. Stojąca ok. 20 metrów od świątyni, gotycka wieża (początki budowy w 1474 roku) to też jeden z najciekawszych obiektów w mieście. Jak przed wiekami, tak i dzis pełni funkcję dzwonnicy, ale w jej niższych kondygnacjach mieści się ekspozycja tzw. Skarbu św. Jakuba. Niestety nie dane mi było zajrzeć do środka…

   Spacerując odnowionymi i wciąż remontowanymi, urokliwymi uliczkami starego miasta, w którym całkiem ciekawie wolne miejsca zapełnione zostały dobrze dopasowanymi plombami, najpierw zobaczyliśmy tak zwaną „Piękną Studnię”, obdarzoną niesamowitą, barokową dekoracją, która przetrwała ostatnia wojnę dzięki temu, że została ukryta. Potem doszliśmy do przepięknego Domu Wagi Miejskiej. Budynek powstał na samym początku XVII wieku na miejscu byłych sukiennic. Budynek został przebudowany w XIX wieku, a w czasie II wojny uległ całkowitemu zniszczeniu. Po wojnie został odbudowany, aczkolwiek bez zachowania szczegółów. Chociaż zdajemy sobie sprawę, że nie w pełni oddaje to, co istniało w przeszłości i tak robi wrażenie, podkręcając znacznie urok nyskiej starówki. Niedaleko od tego miejsca znajduje się, powstała w latach 1700-17001 fontanna Trytona, wzorowana na słynnej rzymskiej fontannie autorstwa samego Berniniego.

Nysa – Brama Ziębicka

   Zanim udaliśmy się w poszukiwanie najbliższych fortów, musieliśmy obowiązkowo dojść do Wieży Bramy Ziębickiej, stojącej sobie samotnie na placu (rondzie), dzięki czemu można ją podziwiać w całej okazałości z każdej strony. Wieża powstała w XIV wieku i wchodziła w skład średniowiecznych obmurowań miasta. Została lekko przebudowana w XVI i XVII wieku, ale i tak zachowała w sobie piękno gotyku. Bardzo wyraźnie widać zamurowany otwór wejściowy, co z kolei pokazuje, jak wysoki był kiedyś mur miejski. Nad późniejszym wejściem do wieży umieszczono figurę lwa, która – jak wynika z opisu miała być zdobyczą z wyprawy nyskich mieszczan do Ziębic w XV wieku…

   Potem ruszyliśmy na poszukiwanie fortów, po drodze ciesząc oczy (niestety znów tylko z zewnątrz) barokowego kościoła pw. św Piotra i Pawła. Kościół powstał w XVIII wieku na miejscu kościoła gotyckiego, który należał do bożogrobców. Zresztą obok znajduje się budynek klasztoru. Obecnie kościół jest parafialny, a klasztor zmieniony na dom rekolekcyjny.

   Pierwszy z fortów, które nam dane było zobaczyć, zwany Fortem Wodnym znajdował się za parkiem, znakomitym miejscem do spacerów, w którym parkowe ścieżki przecinają się w kanałami z wodą, tworząc niezwykle oryginalną kompozycję. Pierwszy fort w tym miejscu powstał już w 1741 roku, ale jego obecny kształt powstawał poprzez liczne przebudowy. Jak udało mi się doczytać, od 1910 znajdował się w nim magazyn amunicji, a tez znajduje się lokal gastronomiczny. Ponieważ, niestety był zamknięty, zatem tylko przez bramę mogliśmy zobaczyć jego fragment.

Nysa – Reduta Kardynalska

   Obrzeżami parku doszliśmy do kolejnego fortu, nad którego bramą ponownie zobaczyliśmy herb Fryderyka. To tak zwana Reduta Kardynalska, również wybudowana w pierwszej połowie XVIII wieku. Poza samym wyglądem ogólnym obiektu, na jego ścianie zaznaczono poziom wody podczas powodzi w 1829 roku. Niestety obiekt jest pozostawiony samemu sobie, zatem jeśli nikt się nim nie zajmie może wkrótce ulec zniszczeniu. A szkoda by było, ponieważ i wygląd ma ciekawy, i znajduje się parę kroków od centrum miasta, więc stanowiłbym znakomity punkt dla zwiedzających, ale też można by go wykorzystać w jakichś zbożnych celach. Dokładnie tak, jak zrobiono z Bastionem św. Jadwigi, znajdującym się prawie w środku miasta. Fort został odnowiony i dostosowany do potrzeb działań gastronomiczno-kulturalnych. Z racji zastosowanej kolorystyki stracił trochę z fortecznego wyglądu, ale zdecydowanie lepiej tak zrobić, niż miałby ulec całkowitej zagładzie. W forcie znajduje się m.in. punkt informacji turystycznej, w którym możemy zobaczyć wystawę poświęconą fortowi, ale też kilka mundurów z XVIII wieku. W jeden z nich można się nawet ubrać, co oczywiście uczyniliśmy…

   Wracając do samochodu podeszliśmy zobaczyliśmy jeszcze Wieżę Bramy Wrocławskiej, drugą zachowaną (z czterech) wież średniowiecznych obwarowań miasta. Wieża przetrwała najazdy (m.in. husytów), aczkolwiek jej wygląd zmienił się po najeździe szwedzkim (zamiast iglicy wieżę zwieńczono ciekawą manierystyczną attyką), a w XIX wieku „przebito” przez nią przejście, a w XX juz wieku wmontowano w nią portal przeniesiony z jednego z budynków w rynku.

Nysa – Dwór Biskupi

   Ostatnimi obiektami, które zobaczyliśmy (też niestety tylko z zewnątrz) w centrum miasta były tzw. Dwór i Pałac Biskupi. Z tego pierwszego zostało niewiele, fragment starszej budowli włączono w nową zabudowę. To budynki – jak wskazuje nazwa – w których mieściła się rezydencja wrocławskich biskupów.

   A potem pojechaliśmy do ostatniego obiektu nyskiego obiektu – do fortu Prusy. Dość łatwo do niego trafić, bowiem góruje nad nim wysoka wieża ciśnień. Powstały w formie gwiazdy pięcioramiennej w latach 1743-45, był w późniejszych latach wykorzystywany jako magazyn i więzienie. Obecnie fort jest częściowo rewitalizowany (akurat pracowano nad drogą wewnętrzną), ale można mieć nadzieję, że kiedyś znajdą się pieniądze i pomysł na wyremontowanie i zaadaptowanie również wszystkich fortecznych wnętrz. Ja zapewne przeszedłbym tylko kawałek (wszak z każdej strony fort wygląda tak samo), ale Rob nie odpuścił, zatem musieliśmy przejść całą wewnętrzną drogę…

   Zmęczeni (bo było dość ciepło), dotarliśmy do samochodu, by teraz już całkowicie pożegnać się z Nysą i udać się do zamku w Otmuchowie.

   Jak już wspomniałem, pod otmuchowskim zamkiem miałem już okazję być przed wieloma laty, ale wtedy byłem wieczorem, tym zaś razem miałem okazję zobaczyć zewnętrze zamku w całości i prawie w samo południe. Zanim jednak dotarliśmy na zamkowe wzgórze, nacieszyliśmy oczy tak zwaną wieżą “Wróblą lub “Nyską”, czyli fragmentem obwarowań miejskich z XV/XVI wieku.

   Po chwili trafiliśmy na rynek, pośrodku którego stoi przyciągający oczy zarówno bryłą, jak i kolorystyką ratusz. Chociaż jego początki sięgają XVI wieku, to jednak obecny kształt budowla otrzymała po przebudowie na początku XIX wieku. Uwagę przyciąga sgraffitowa dekoracja oraz tak zwany “zegar Paracelsusa”, powstały w XVI wieku zegar słoneczny. Nazwa zegara wzięła się od legendy, że Paracelsus przybył do miasta w czasie swoich podróży i uratował miasto od zarazy. Jak było, tak było, ale zegar jest oryginalny i stanowi jedną z większych atrakcji miasta.

   A nad miastem królują dwie budowle, jedną z nich jest zamek, którego wieża z powiewającą na nim polską flagą wyrasta spośród otaczającej bryłę zamku zieleni, zaś drugim obiektem jest barokowy kościół, powstały na przełomie XVII I XVIII wieku. Na uwagę zasługują znajdujące się w nim obrazy Michała Leopolda Willmanna, zwanego śląskim Rembrandtem, którego obrazy można podziwiać zarówno w kościołach (m.in. w Ząbkowicach Śląskich), jak i muzeach, zwłaszcza w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. My mieliśmy pecha, bo ołtarz główny z obrazem by akurat zasłonięty… Ale uwagę wchodzących do świątyni skupia przede wszystkim freski, których autorem był Karol Dankwart, którego dzieła można też zobaczyć m.in. na Jasnej Górze.

Otmuchów – zamek

   Zamek powstał w XIII wieku dla biskupów wrocławskich, został poważnie zniszczony w czasie wojen husyckich, przebudowywany pod koniec XV i w XVI w, dlatego też w tej części, która przetrwała do naszych czasów (niestety spora część założenia została zniszczona, w tym kaplica) wyraźnie widać element renesansowe. Obecnie mieści się w nim hotel, co widać i słychać. Tego dnia akurat odbywało się jakieś poważne spotkanie rodzinne, zatem obejrzeliśmy wszystko, co się dało, ze szczególnym uwzględnieniem słynnych tzw. końskich schodów (prawdopodobnie były one tak specjalnie zrobione, by łatwiej było wnosić biskupa Filipa von Sitzendorfa, chorego na podagrę), oczywiście wcześniej obeszliśmy zamek prawie dookoła i wróciliśmy do auta, by udać się w drogę powrotną.

   Po drodze miałem okazję zobaczyć jeszcze fragmenty górującego nad miastem zamku w Brzegu i fragment stojącego w sumie przy drodze zamku w Niemodlinie oraz piękne, skąpane w sierpniowym słońcu pola, wsie, miasta i miasteczka. A każde z nich ładne, a każde a nich skrywa w sobie jakąś historię, a każde z nich warto zobaczyć.

Ray