Heavy Trip, reż. Juuso Laatio, Jukka Vidgren

   Z bardzo różnych powodów, tegoroczny Warszawski Festiwal Filmowy przeszedł do historii właściwie bez mojej obecności w kinowych salach. Zazwyczaj jestem chociaż na trzech – czterech filmach, tym razem miałem okazję zobaczyć tylko jeden. Namówiła mnie na niego małżonka używając argumentów, typu: Finlandia, komedia i metal.

   Na takie argumenty żadnych kontrargumentów nie miałem. Poprosiłem o bilet, po czym udałem się z synem do kina Kultura, by uczestniczyć w seansie filmu, który – jak się później okazało – zdobył nagrodę publiczności. I wcale się nie dziwię, bo w czasach, gdy komedie są albo nieśmieszne, albo głupie, to ta jest śmieszna, zwariowana, trochę nieprawdopodobna, a przy okazji porusza kilka ważnych życiowych kwestii, w tym tę najważniejszą, by trwać w swoich przekonaniach, by walczyć o swoje. I słuchać metalu, co jest przecież oczywiste…

   Trafiamy do malutkiej mieściny leżącej gdzieś na północy Finlandii, a zatem na swoistym końcu świata. Tam właśnie od dwunastu już lat ma próby zespół grający muzykę metalową. Grają przeróbki znanych utworów, przy czym grają tylko dla siebie, bo nie tylko nie mają własnych kawałków, ale wokalista – niezwykle grzeczny, ułożony, inteligentny i wrażliwy człowiek, klasyczne przeciwieństwo stereotypowych wyobrażeń o metalowcach – delikatnie mówiąc, trochę boi się publicznych występów.

   Pewien dość oryginalny zbieg okoliczności powoduje, że na ich drodze staje organizator metalowego festiwalu w Norwegii, a krótka informacja o ewentualnej chęci zagrania przez młodych Finów na tym festiwalu, zamienia się – na zasadzie śniegowej kuli – zamieniła się w informację pewną, a dotychczasowe „popychadła” stały się towarem eksportowym, który ma przynieść sławę całej miejscowości.

   Nie mogę zdradzać fabuły, bo zepsułbym pyszną zabawę (a być może film trafi do kin…), powiem tylko, że panowie wzięli się ostro za pracę, udało im się stworzyć naprawdę świetny numer, a potem rozpoczęli działania, których ostatecznym celem miał być udział w norweskim festiwalu. Świetne są próby zagrania nowego riffu przez gitarzystę (każdy z nich był zaczerpnięty z twórczości innych kapel, świetna był inspiracja powstania riffu oryginalnego, świetny sposób robienia zdjęcia promocyjnego, świetny (jak dla kogo…) pierwszy występ zespołu przed lokalną publicznością. Wreszcie świetna była nazwa zespołu (Impaled Rektum) oraz styl wykonywanej muzyki. Nie pamiętam wersji polskiej, ale po angielsku brzmiał tak: symphonic postapocalyptic reindeer grinding, christ abusing, extreme, war pagan fennoscandian metal! Oczywiście ja nie byłbym w stanie tego zapamiętać, na szczęście moja młodzież i owszem.

   Śmieszny to film, trochę wręcz zwariowany (wyprawa do Norwegii, norweska „straż graniczna” i „grupa terrorystyczna”), ale nie brakuje też inteligentnego humoru, wreszcie wspomnianych już przeze mnie kwestii, jak przyjaźń, jak wspieranie się, jak walka z własnymi słabościami (cudna!), walka o swoje, trwanie przy swoich marzeniach i ciężka praca, by je osiągnąć. Jest zatem i śmiesznie, jest nostalgicznie, jest wreszcie sporo fajnej muzyki, głównie metalowej, ale nie tylko.

   Cieszę się, że ten film wygrał w głosowaniu publiczności, bo naprawdę różni się od licznych tak zwanych komedii (od amerykańskich wręcz bardzo się różni), bo porusza ważne sprawy w sposób, który dociera do odbiorcy, a wreszcie pokazuje, że metalowiec to wcale nie musi być ktoś z tak zwanego marginesu, wręcz przeciwnie, znakomitą większość metali stanowią świetni, inteligentni, wrażliwi ludzie. Wiem, co mówię…

Ray

METRYCZKA:
Tytuł: Heavy Trip
Tytuł oryginalny: Hevi reissu
Reżyseria: Juuso Laatio, Jukka Vidgren
Produkcja: Finlandia, Norwegia
Premiera: 2018
Obsada: Johannes Holopainen, Pijo Lonka, Juha-Antti Heikkinen, Minka Kuustonen, Rune Temte