Agatha Christie od roku 1920 do 1976 wydała kilogramy kryminałów. Tak się stało, że i ja zostałam fanką tych powieści. Na pierwszym roku studiów, zupełnie niezwiązanych z literaturą piękną, moja współlokatorka zaszczepiła mi tego bakcyla. Pierwszą powieścią, którą mi wtedy podrzuciła było właśnie „Morderstwo w Orient Expressie”. Pokochałam wtedy Herkulesa Poirota i jego fascynujący umysł. Od tego czasu przeczytałam wiele książek Agathy, jednak ta pierwsza na zawsze pozostanie tą wyjątkową, od której wszystko sie zaczęło. Choć kobieta stworzyła tego tyle… To dobrze, bo lubię klimat jej kryminałów, zwłaszcza tych, w których to właśnie ekscentryczny Herkules Poirot rozwiązuje zagadkę.
Powieści Christie są bardzo „ekranofilowe”, więc nie dziwota, że ekranizacje są bardzo kuszące. Powieść „Morderstwo w Orient Expressie” została zekranizowana już w 1974 roku. Szczęście, że jakimś cudem tego nie widziałam i dziś nie będę jej porównywać z najnowszą ekranizacją. Jedyne porównanie, jakie mogę zrobić, to książka versus film. Jednak w tym przypadku, prawie zawsze, szala przechyla się na korzyść książki…
Dla tych, którzy powieści nie czytali i nie widzieli żadnej z ekranizacji, pokrótce opowiem:
Detektyw Herkules Poirot wraca z Azji do Europy słynnym pociągiem Orient Express. Podczas podróży zwraca się do niego z prośbą jeden z pasażerów tegoż pociągu, milioner Ratchett. Mężczyzna ma problem, bo dostaje anonimy z pogróżkami. Prosi sławnego detektywa o wykrycie autora gróźb. Ten jednak odmawia. Następnego ranka Ratchett zostaje znaleziony, we własnym przedziale, zasztyletowany. Tymczasem pociąg, z powodu śnieżnych zasp, został odcięty od świata. Jakie szczęście (i zarazem pecha) mają pozostali pasażerowie pierwszej klasy Orient Expressu, że w tym potrzasku, jest z nimi taka sława jak Herkules Poirot. Niezawodny detektyw odnajdzie mordercę, którym na pewno jest ktoś z pasażerów luksusowego pociągu.
Widzów, którzy nie znają rozwiązania tej zagadki, film będzie trzymał w napięciu do ostatnich minut. Przyznaję, że jako „znawca” tematu, oglądałam go głównie pod kontem uchwycenia klimatu znanego mi z powieści brytyjskiej pisarki. I tego klimatu nie poczułam, niestety. Poczułam, za to hollywoodzki rozmach. Takie samo uczucie towarzyszyło mi na przykład, gdy w 1997 roku oglądałam „Titanica”. Snobizm, blichtr i przepych minionej „steam” epoki. Fajne to, ale według mnie, książki Christie mają specyficzny, brytyjski mikroklimat, nieco urozmaicony belgijskim ekscentryzmem w postaci Poirota. Aktor, który zagrał sławnego detektywa to uroczy Kenneth Branagh, idealny w roli profesora Lockharta w ekranizacjach Harrego Pottera, ale zupełnie nie pasuje mi do roli Herkulesa. Możliwe, że tylko ja tak uważam, ale zupełnie inaczej wyobraziłam sobie ulubionego detektywa.
Aby nadać fabule bardziej spektakularnych zwrotów akcji, twórcy dodali kilka iście hollywoodzkich, dramatycznych scen. Jednak to nic nadzwyczajnego…
W moim przekonaniu, twórcom nie udało się wywołać w widzach takiej ciekawości, którą Agatha zawsze funduje swoim czytelnikom. Sądzę jednak, że dla widzów, którzy fanami Christie nie są, film może wydać się atrakcyjny. Nie będę więc twierdzić, że to zupełnie nieudana ekranizacja. Jednak pozostanę wierna słowu pisanemu. I nie będę czekała na kolejne próby przełożenia tych świetnych kryminałów na ekran.
YSF
METRYCZKA:
Tytuł: Morderstwo w Orient Expressie
Tytuł oryginalny: Murder On The Orient Express
Reżyseria: Kenneth Branagh
Scenariusz: Michael Breen
Produkcja: USA, Malta
Rok emisji: 2017
Gatunek: kryminał
Obsada: Kenneth Branagh, Tom Bateman, Michelle Pfeiffer, Johnny Depp. Daisy Ridley