The Kominsky Method – prod. Chuck Lorre

   Swego czasu było sobie takie hasło reklamowe pewnej słodkości dla dzieci, które brzmiało mniej więcej tak: „wszyscy mają…, mam i ja”. A ponieważ w necie stale czytam, że spore grono znajomych ma swoje seriale, postanowiłem i ja spróbować. Owszem, zdarzało mi się to i wcześniej, tak w czasach młodości, jak i ostatnio, zwłaszcza w okresach świątecznych, gdy wieczorami siadaliśmy całą rodziną przed telewizorem, by właśnie oglądać jakiś serial. Ale zazwyczaj inicjatywa nie wychodziła ode mnie. A tym razem to ja wymyśliłem, że obejrzę serial i to tylko dlatego, że słyszałem na jego temat dobre opinie. Do tego nie był serialem „krwistym”, a takie są preferowane w moim domu (sic!), tylko takim „normalnym”, obyczajowym, ze sporą dozą specyficznego dowcipu.

   I właśnie ów specyficzny dowcip (świetne przetłumaczenie), ten niesamowity dystans scenarzystów, a co za tym idzie bohaterów serialu, wciągnął mnie już podczas oglądania pierwszego odcinka i trzymał do samego końca drugiego sezonu. Co ważne, poziom dowcipu, jak i całą fabuła nie uległy zmianie przez całe obydwa sezony. A to niezwykle trudna sztuka, zwłaszcza w takim właśnie serialu, w którym – z pozoru – nic się nie dzieje, a jeśli się dzieje, w którym gra się głownie mimiką, gestem i właśnie słowem. Nie dziwię się wcale odtwórcy głównej roli Michaelowi Douglasowi, że zdecydował się na udział w tym projekcie, bowiem aktor ma możliwość udowodnienia w nim, że starość nie tylko nie obniża jakości gry danego aktora, ale też, że starszy człowiek może być wspaniałym bohaterem filmu, zwłaszcza jeśli bohater – mimo oczywistych dla wieku ułomności – wciąż jest gościem z wiedzą, pewną specyficzną klasą i – a to najważniejsze – z odpowiednim dystansem do otaczającej go rzeczywistości.

   Nie wiem, jak by oglądało się ten film, gdyby był w nim tylko jeden główny bohater, a zwłaszcza, gdyby miał wokół siebie nudne towarzystwo. Na szczęście scenarzyści wymyślili drugiego, równie ważnego bohatera Normana Newlandera (znakomity Alan Arkin!), który jest swoistym alter ego Kominsky’ego, ale też jego absolutnym dopełnieniem. Cała film opiera się właśnie na ich rozmowach, które w większości przypadków trudno nazwać rozmowami. To jedna wielka walka na różnego rodzaju zaczepki, to dogryzanie sobie na najprzeróżniejsze sposoby, przy jednoczesnym kompletnym uzależnieniu od siebie. Panowie „żrą” się ze sobą, a jednocześnie stale sobie pomagają w różnych życiowych sytuacjach. A tych oczywiście nie brakuje, zwłaszcza, że czasami – dzięki swoim charakterom, uporowi – sami te sytuacje prowokują. Nie brakuje im też sytuacji, które są niezależne od nich, jak choroby (sporo dowcipów na temat prostaty), czy śmierci najbliższych.

   Bohaterem filmu jest były, zdecydowanie niespełniony aktor Sandy Kominsky, który prowadzi prywatne studio teatralne, nauczając młodych adeptów aktorstwa (swoją drogą, rzeczywiście można się nauczyć!). W prowadzeniu firmy (a w kwestiach biznesowych Sandy nie jest najlepszy) pomaga mu córka Mindy (Sarah Baker), z lekką nadwagą, ale za to niezwykle urokliwa i odpowiedzialna dziewczyna, która na dodatek zakochuje się w mężczyźnie w wieku jej… ojca (Paul Reiser). Od lat przyjacielem (ale też agentem) Sandy’ego jest właśnie Norman Newlander, który „został powierzony” opiece Sandy’ego przez zmarłą żonę Normana – Eileen (Susan Sullivan), z którą zresztą Norman stale „rozmawia”. Do tego jeszcze Norman musi sobie jeszcze poradzić z pogodzeniem się z uzależnioną od narkotyków córką Phiebe (Lisa Edelstein). A dla tak zasadniczego, mającego problemy z wrażaniem własnych uczuć człowieka to prawdziwa przeprawa przez piekło!

   Nie zdradzę wszystkiego, ale wspomnę, że pojawiają się jeszcze kobiety w życiu bohaterów (oj, różnie to wygląda), grane przez Nancy Travis i dawno przeze mnie nie widzianą Jane Seymour. W epizodach możemy zobaczyć m.in. Danny’ego de Vito (urolog!), Davida Jamesa Elliota, Jaya Leno, Patti LaBelle

   Jak widać, niby nic się nie dzieje, a dzieje się bardzo dużo. To film dowcipny, z klasą, w którym – i tu się powtórzę, ale muszę – scenarzyści i aktorzy udowadniają, że starsi ludzie nie muszę być odstawieni na boczny tor, że wciąż chcą i mogą aktywnie funkcjonować w społeczeństwie, że mogą wykonywać swoje prace, że mogą pomagać i uczyć. Że chociaż mają „tysiąc” lat, chociaż raczej przesuwają się niż idą, to mogą roznosić drinki. Do tego nie uronią z nich nawet kropli (świetna rola kelnera Alexa w wykonaniu Ramona Hilario).

   Serial wciągnął mnie bez reszty. Mam nadzieję, że jego twórca Chuck Lorre, który ma niesamowitą umiejętność tworzenia seriali („Roseanne”, „Dwóch i pół”, „Teoria wielkiego podrywu”, Mike i Molly”), jak aktorzy zechcą jeszcze popracować nad kolejnym sezonem.

Ray

METRYCZKA
Tytuł: The Kominsky Method
Tytuł oryginalny: The Kominsky Method
Twórca: Chuck Lorre
Produkcja: USA
Rok emisji: 2018-2019
Gatunek: serial, komedia, dramat
Obsada: Michael Douglas, Alan Arkin, Sarah Baker, Susan Sullivan, Lisa Edelstein, Paul Reiser

Recenzja ukazała się w dniu 22.04.2020