Jáchym Topol – Warsztat diabła

   Kiedy dowiedziałem się o planowanym spotkaniu z czeskim pisarzem Jachymem Topolem, postanowiłem sięgnąć w końcu po jego książkę. W domu miałem tyko jedną, właśnie tę, o której teraz piszę. Kupiłem ją jakieś dwa lata temu w gorzowskiej księgarni, ale z racji poruszanej w niej tematyki, odkładałem jej przeczytanie w czasie. Aż nadszedł ten czas i należało się zmierzyć z tą poruszająca książką.

   Bo książka jest poruszająca z racji tematyki. Tematyki eksterminacji ludzi w trakcie II wojny światowej. Porusza kwestię, czy należy miejsca kaźni zachować dla przyszłych pokoleń, ale też, jak je zachować. Bo to, że zachować należy, to wydaje się oczywiste. Zachować je trzeba dla tych, którzy nie wierzą, że człowiek to nie jest dobre zwierze, by widok tych miejsc wstrząsnął nimi, ale też nami wszystkimi, żebyśmy uważali na to, co robimy, jak myślimy, byśmy nie poddawali się presji, nie łapali na lep, nie pozwalali określonym grupom dojść do władzy. Ale jeśli zachować, to w jakim stanie, remontować je, czy zostawić w stanie, w jakich się zachowały. Jak przygotować wystawy, by zabolały, by dotarły na tyle głęboko w człowieka, by dokonały w nim istotnych zmian. Wreszcie, czy wypada zrobić z takich miejsc maszynki do zarabiania pieniędzy? Pytań pojawia się sporo i odpowiedzi też jest od groma.

   Bohaterem książki Topola jest człowiek urodzony i wychowany w Terezinie. A Terezin to słynne czeskie miasto-twierdza, która w czasie wojny stała się obozem dla więzionych tam ludzi różnych nacji, ale zwłaszcza Żydów, zwożonych w to miejsce nie tylko z Czech i Słowacji, ale też m.ni. z Holandii. To też miejsce ostatnie dla wielu z nich, bo stąd właśnie wywieziono ich do obozów zagłady. I w tym właśnie mieście „konkurują” ze sobą dwie grupy. Grupa państwowo-miejsko-oficjalna, zwana Pomnikiem, której zależy głównie na zachowaniu tylko części fortyfikacji (to tzw. Mała Forteca) i grupa niezależnych ludzi, kierowanych przez urodzonego w obozie Leba, która „zbiera” wszystkich „pokręconych” młodych ludzi z całego świata, którzy szukają tu nie tylko swoich korzeni, miejsca uwięzienia lub śmierci przodków, ale którym na sercu leży zachowanie twierdzy w całości. Zakładają w tym celu tak zwane Comenium, przeszukują wszystkie zakamarki twierdzy, dokumentują wszystko, propagują wszędzie swoją działalność, zbierają pieniądze na odbudowę, ale też oswajają z tym miejscem poprzez sprzedawanie koszulek z Kafką, czy wypiekanie pizzy Oczywiście stronie oficjalnej takie działanie nie może się podobać, cokolwiek robiliby ludzie z Comenium, dogadać się z nie da, zatem Pomnik próbuje za wszelką cenę pozbyć się „konkurentów”.

Tu kończy się pierwszy, czeski wątek, bowiem bohater zostaje przetransportowany do Mińska, by tam przekazać dane wszystkich organizacji, czy ludzi, którzy wspierali Comeniusa, w teraz chodzi o to, by wsparli też powstający pod Mińskiem projekt. Bohater nie chce oddać pendrive’a z danymi, albowiem nie za bardzo mu odpowiada sposób, w jaki grupa organizatorów chce uhonorować zabitych mieszkańców Białorusi.

I tu pojawia się problem, bowiem białoruscy działacze chcą to zrobić w bardzo specyficzny sposób. Nie będę oczywiście opisywał dokładnie, bo zamiast zachęcić potencjalnych czytelników do sięgnięcia po tę książkę, ,mógłbym spowodować, że tego nie zrobię. A naprawdę warto, bowiem warto ją przeczytać zarówno dla świetnego języka pisarza (chwała tłumaczowi), ale też, by – nie pierwszy już zresztą raz – zwrócić uwagę na to, jak można zniszczyć wszystko, co z założenia ma być istotne, do jakich czynów potrafią się zmusić ludzie, by dowieść swoich racji, by zrealizować swoją wizję. Jak coś, co ma zapobiegać dalszemu wykorzystywaniu i niszczeniu ludzi, stać się może kolejnym elementem w tym zwariowanym „Warsztacie diabła”.

METRYCZKA
Autor: Jáchym Topol
Tytuł: Warsztat diabła
Tytuł oryginalny: Chladnou zemí
Tłumaczenie: Leszek Engelking
Państwo: Czechy
Wydawnictwo: WAB
Miejsce wydania: Warszawa
Rok wydania: 2018
Stron: 194

 

Recenzja ukazała się w dniu 07.01.2020