Janusz Głowacki – Good night Dżerzi

   Nie mam takich możliwości (głównie czasowych), by czytać wszystkie, książki, jakie w ogromnych ilościach pojawiają się na rynku. Dlatego zamiast gonić za nowościami postanowiłem ostatnio częściej sięgać po książki moich ulubionych autorów. Tych, których cenię od zawsze. Szukam tych ich książek, których nie miałem okazji przeczytać, ale też wracam do tych lektur, które czytałem przed laty. Bo takie książki nie tylko cieszą z tej racji, że są dobrze napisane, ale też przywołują określone wspomnienia. Oczywiście nie oznacza to, że nie będę sięgał po rzeczy nowe, jeśli coś ciekawego wpadnie mi w ręce na pewno chętnie przeczytam.

   Dzisiaj postanowiłem wrócić do książki stosunkowo nowej, którą miałem okazję czytać parę lat temu i do której wróciłem w czasie ostatnich Świąt. To „Goog night Dżerzi” – książka jednego z moich ulubionych pisarzy, czyli Janusza Głowackiego. Nie pamiętam już, co było pierwsze: książka czy sztuka „Antygona w Nowym Jorku”, nie ma to w sumie dziś znaczenia, istotne jest to, że to coś, co było pierwsze zaraziło mnie, poruszyło, zaskoczyło i zachęciło, by szukać kolejnych dzieł autora. I każde z nich było wyjątkowe, bo pan Janusz był pisarzem bardzo charakterystycznym, bardzo specyficznym.

   Nie miałem okazji go poznać, czego bardzo żałuję (raz miałem okazję zobaczyć go w jakiejś knajpce, ale nie miałem odwagi podejść do niego, bo zresztą, co miałbym w takim momencie powiedzieć?!), ale z artykułów o nim, jak też częściowo z jego książek stworzyłem sobie obraz pisarza – człowieka z wielkim dystansem do wszystkiego, co go (zatem i nas) otacza. Człowieka z ogromnym dystansem do rzeczywistości, do ludzi. I nie chodzi tu o budowanie muru, tylko rozsądne podejście do człowieka i jego – jakże często – wydumanych problemów. Być może to była tylko poza, być może był to rodzaj muru ochronnego, dziś nie ma to znaczenia, dla mnie ważne jest to, że ten dystans, jaki zauważałem u pana Janusza jest dla mnie rodzajem dystansu, jaki mam do rzeczywistości, a przynajmniej, próbuję go mieć. I najważniejsze jest to, że zostały mi książki, które mogę czytać, z których mogę się owego dystansu (aczkolwiek nie tylko) uczyć, przy okazji czerpać przeogromną radość z samego czytania, z tych niesamowitych czasami historii i oryginalnego języka.

   „Good night Dżerzi” to książka, jak inne książki Głowackiego i równie inna, jak inne książki tego autora. Bo biorąc do ręki każdą jego książkę znajdziemy coś nowego i oryginalnego, a jednocześnie możemy się spodziewać, że będzie się działo, że spotkamy świetne dialogi, niesamowite porównania, masę specyficznego, często brytyjsko – czarnego humoru i – to też istotne – sporo seksu. Po prostu książkę, którą się połyka jednym tchem. A cóż powiedzieć, kiedy oryginalny, wyjątkowy pisarz bierze na tapetę oryginalnego, wyjątkowego pisarza i równie oryginalnego człowieka? Po prostu musi wyjść znakomita książka. A ta książka jest o Jerzym Kosińskim, prawdziwym celebrycie, który samodzielnie dostarczał powodów, by się nim interesowano, a liczni inni też sobie nie żałowali, i używali sobie na nim do woli, co w ostatecznym rozrachunku skończyło się tym, czym się skończyło.

   Nie mnie decydować, ile było prawdy we wszystkich stawianych Kosińskiemu oskarżeniach, dla mnie liczy się jedno, lubię jego książki. Rozumiem też jego sposoby postępowania, by być, by zaistnieć w tamtym specyficznym światku, który w sumie sami teraz mamy u siebie. Może jeszcze nie tak skażony, nie tak bogaty i tak (w bardzo wielu kwestiach) chory, ale. Dla mnie zatem fakt, że Kosiński tworzył rzeczywistość, że potrafił się pokazać, wybić na tak trudnym i hermetycznym amerykańskim rynku, tylko udowadnia jego siłę, jego upór i talent. Wydaje mi się, że Janusz Głowacki starał się właśnie tą książka powiedzieć to samo. Bez padania na kolana przed wielkością mistrza, ale i bez bezsensownego w niego uderzania. Dzięki temu ta książka, która przecież nie jest biografią Jerzego Kosińskiego, a raczej poprzez wykorzystanie pewnych wyjątków z życia autora „Malowanego ptaka”, pan Janusz opowiedział o tym, jak krucha jest sława, jak łatwo można spaść z piedestału, jak łatwo stać się nikim. Ale opowiedział też o tym, jak ciężko pozbyć się przyzwyczajeń, swoich wrodzonych lub nabytych zasad i nawyków, jak ciężko przestawić się na inne myślenie, na inny styl życia w innym państwie i wśród innych ludzi. Ale też jak łatwo zatracić siebie, zniszczyć swoją wrażliwość, podeptać tradycję, opróżnić swoje wnętrze, gdy poddamy się biegowi po sukces, gdy wpadniemy w łapy przedsiębiorstw, które z człowieka robią marionetki.

   Książka jest niezwykle żywa, jak żywy był żywot Kosińskiego,. Nie brakuje tu wspomnianego już humoru, nie brakuje mniej lub bardziej wyuzdanego seksu, nie brakuje historii i historyjek. Jest wszystko, czym potrafi zachwycić Janusz Głowacki. To książka do śmiechu i przemyśleń, do zabawy i ustawienia sobie hierarchii ważności naszych życiowych celów. To książka, która w niezwykle przystępny sposób, szermując często ostrym dowcipem opowiada o trudach bycia imigrantem, ale też zwykłego bycia zwykłym, prawdziwym człowiekiem.

METRYCZKA:
Autor: Janusz Głowacki
Tytuł: Good night Dżerzi
Państwo: Polska
Wydawnictwo: Świat Książki
Miejsce wydania: Warszawa
Rok wydania: 2016
Stron: 322