Roman Bratny – Przyducha

   Dobrze wiem, że autor to postać bardzo niejednoznaczna. Bardzo dobry pisarz poprzez uwikłanie się w propagowanie jedynego słusznego ustroju, został właściwie wymazany z historii polskiej literatury XX wieku. Według mnie nie do końca słusznie. Oczywiście nie mówię tu o wspomnianym już wyżej jego ciut nadgorliwym podejściu do promowania polskiej wersji socjalizmu, chociaż zdaję sobie sprawę, że trafiały mu się dziełka, o których nie należałoby może wspominać, tym niemniej na zawsze pozostanie autorem niezwykle ważnej książki, czy „Kolumbowie. Rocznik 20”.

   Na szczęście, poza propagowaniem, pisał książki, które jeśli nawet w jakiś sposób wspominały jedyny ustrój (trudno zresztą, żeby nie wspominały, skoro działy się w czasach, gdy ten ustrój panował), to przede wszystkim są opowieściami obyczajowymi, są opowieściami o ludziach żyjących w określonych czasach, uwikłanych w określone układy społeczne, ale przede wszystkim o ludziach, którzy żyją, którzy pracują, którzy myślą, chodzą, którzy się kochają.

   Ja ostatnio sięgnąłem po taką książkę. I cokolwiek by o niej nie mówić, wciągnęła mnie. I fakt, że działa się w określonych czasach bynajmniej mi nie przeszkadzał. Wszak i mnie się w owych czasach zdarzyło żyć… To „Przyducha”, zbiór dwóch opowiadań, wydanych w 1988 roku.

   Obydwa opowiadania dotyczą kwestii damsko – męskich, dotyczą pewnych mniej lub bardziej poważnych związków, takich na dłuższe życie, jak i tych polegających wyłącznie na wymianie ustrojowych płynów… Dobrze wiadomo, że Roman Bratny lubił takie „męskie” opowieści, co niewątpliwie powodowało i wciąż powoduje, że panowie chętniej sięgają po jego książki…

   „Przyducha” to opowieść o młodym naukowcu, docencie Dasiu Wyżnym, który nie potrafił się odnaleźć w specyficznym środowisku naukowym, nie umiał utrzymać swojego małżeństwa, za to jego życiową ideą było stworzenie urządzenia do oczyszczania wody w większych akwenach wodnych. Dzięki wiedzy i wytrwałości prototyp takiego urządzenia, nazwanego Ekowitoxem stworzył. Z pomocą w tworzeniu życiowego dzieła przyszedł mu teść (z czasem były teść), który ściągnął go do swojego domku na Mazurach. Teść też był niezły, bo małżonkę miał sporo od siebie młodszą… W pracy nad urządzeniem pomagali mu jednoręcy robotnicy (nie zdradzę, jak stali się jednoręcy), z kolei w skupieniu się na robocie zdecydowanie przeszkadzały… panie. Ponieważ Dasiu był normalnym facetem, więc korzystał z okazji. I wszyscy byli zadowoleni…

   Jak się opowiadanie kończy w sumie łatwo się domyśleć, bo dość szybko pojawiają się wzmianki o poważnej chorobie bohatera, bo autor dość ostro daje znać, że były szef Dasia nie zamierza pozbyć się prototypu urządzenia, które przecież – w jakimś zakresie – powstało w kierowanym przez niego instytucie.

   Drugie opowiadanie – „Dziewięciokrotne powiększenie”, chociaż znów dzieje się w peerelowskiej rzeczywistości, to już wręcz klasyczne opowiadanie o miłości i zazdrości, o tych dwóch cechach, które towarzyszą ludziom od zawsze i pewnie towarzyszyć będą do końca dni naszych na tym świecie. Opowiadanie napisane bardzo zręcznie, świetnym, prostym językiem i po prostu wciągające. W tym wypadku też czuć, że coś wisi w powietrzu (oczywiście jakaś tragedia), więc połykamy treść, by jak najszybciej dotrzeć do finału.

   Owszem, nie podoba mi się to nadmierne uwikłanie autora tych opowiadań w promowanie komunizmu w czasie, gdy już wcale tego robić nie musiał, ale nie zamierzam udawać, że nie lubię jego prozy, tej normalnej, obyczajowej prozy. Bo ją lubią, bo uważam, że Bratny pisał naprawdę świetne opowiadania, które opowiadały o normalnych ludziach, którym przyszło żyć w tych nie do końca normalnych czasach. Z drugiej zaś strony, czy znacie czasy, które są normalne?!

Ray

METRYCZKA:
Autor: Roman Bratny
Tytuł: Przyducha
Państwo: Polska
Tłumaczenie: –
Wydawnictwo: Wydawnictwo MON
Miejsce wydania: Warszawa
Rok wydania: 1988
Stron: 218