Stefan Żeromski – Wierna rzeka (KiW, 1981)

   Kiedy nie wpadnie mi akurat w ręce jakaś książka, którą muszę przeczytać „od zaraz”, to działam według opracowanej w naukowy wręcz sposób rozpiski (sic!), na której podstawie wybieram książki do czytania. Oczywiście żartuję z tą naukowością, ale taką rozpiskę rzeczywiście mam. Kiedy nie mam pomysłu, albo nastroju na określony rodzaj literatury, sięgam do niej i już wiem, jaką książkę powinienem przeczytać. Oczywiście dobór tytułu to już kolejna, równie poważna kwestia. W każdym razie jednym z kryteriów wyboru jest kategoria: polska proza powstała do połowu XX wieku. Później napisane książki uznaję już za współczesne, a zatem należące do zupełnie innej kategorii.

   Ponieważ przyszła kolej na ową starszą polską literaturę, sięgnąłem po książkę, która bardzo mi się podobała, gdy czytałem ją po raz pierwszy, czyli w latach szkolnych, a mianowicie po „Wierną rzeką” Stefana Żeromskiego. Zdaję sobie dobrze sprawę z tego, że Żeromski nie cieszył się popularnością wśród uczniów (podejrzewam, że tak jest i dziś, o ile w ogóle jakieś jego książki są jeszcze lekturami), ale mniemam też, że i dorośli za chętnie do tych „smętnych” tytułów raczej nie sięgają. A ja akurat zawsze byłem trochę w opozycji, przynajmniej w przypadku książek Żeromskiego. Bo mnie zawsze odpowiadały. Bez względu na to, czy musiałem się jeszcze w podstawówce zmierzyć z „Syzyfowymi pracami”, nowelami w stylu „Siłaczki” i „Doktora Judyma”, wreszcie z „Przedwiośniem”, czy „Popiołami”, ta lektura nie stanowiła dla mnie problemu, a nawet sprawiała sporo radości. Zapewne nie wszystko do końca rozumiałem i nie wszystko odbierałem tak, jak wymagano w szkole, ale to nie miało znaczenia ani kiedyś, ani dziś. Lubiłem prozę Żeromskiego i lubię ją także dzisiaj.

   „Wierna rzeka” to krótka powieść o czasach Powstania Styczniowego, ostatnie zrywu Polaków przeciwko carskiej Rosji. Powstania (jak większość) nieudanego, niezrozumianego przez wielu, którego pokłosiem było zaostrzenie represji, liczne zsyłki, zwiększona rusyfikacja. Ale Polacy mieli i wciąż mają potrzebę wyruszania z szablą (co cieszy), niestety zazwyczaj zbyt szybko, bez wcześniejszego odpowiedniego zorganizowania owego wyruszenia. Jak dobrze wiadomo, jednym z elementów (oczywiście nie jedynym) było właśnie owo niezrozumienie powstania przez tych, bez których nie miało szans powodzenia. Bez ludu, bez mieszczan, bez chłopów. Bez nich „pany sie biły o jakieś tam swoje sprawy”. Ten problem jest ukazany właśnie w „Wiernej rzece”. Może nie tak wyraziście, jak w „Rozdziobią nas kruki, wrony”, ale równie mocno.

   Oczywiście opis powstania znajduje się w tle opowieści o miłości. Ciężko ranny powstaniec (Józef Odrowąż) znajduje schronienie w dworze, a którym „króluje” młoda panna Salomea (zresztą wcale nie będąca właścicielką dworu, a tylko się nim opiekująca) wraz z pilnującym jej starszym, ale wciąż krzepkim człowiekiem, kucharzem Szczepanem. Dwójka poświęca się, ryzykuje własnym życiem, by uratować Józefa. Uratować przed chorobą i stale nawiedzającymi dwór Rosjanami. Czas powolnego powrotu do zdrowia młodzieńca jest jednocześnie czasem wzbierającego uczucia, jakie zrodziło się między dwójką młodych ludzi.

   Z każdą kolejną stroną, z każdą kolejną wizytą Rosjan (raz nawet Józef zostaje odnaleziony, ale w Rosjaninie odzywa się człowiek…) spodziewamy się, że musi nastąpić katastrofa. Musi coś się stać, do głowy przychodzą scenariusze najgorsze z możliwych. Tymczasem nie, wcale nie Rosjanie i nie choroba, ale obyczaj, tradycja, „honor” wpływają na miłość, na szczęście młodych ludzi. Kiedy czytałem wypowiedzi matki Józefa, skierowane do Salomei, natychmiast w uszach zabrzmiały mi dźwięki słynnej opery Verdiego „Traviaty”, poruszająca przemowa starego Germonta, te słynne „płacz, ale zrozum”. Dokładnie to samo – zrozum! Miłość miłością, pomoc pomocą, ale życie to życie. Ale układy, obyczaj, sfery są ważne. Przerażające to wszystko… Najgorsze, że tak na dobrą sprawę, wciąż istnieje. Nic się w tej materii nie zmienia. Pozycja, pieniądze, układy. Były, są i będą. A ilu się odważy, by się im przeciwstawić ryzykując poziomem życia, a czasami samym życiem?

   Krótka powieść, a zawiera w sobie cała masę historyczno-polityczno-społecznych problemów. Chociaż napisana na początku XX wieku jest aktualna do dziś, jest napisana językiem bardzo żywym, który mimo wystąpienia pewnej ilości nieużywanych już dzisiaj słów, jest niezwykle żywa, łatwo zrozumiała dla współczesnego czytelnika. Jest piękną, wzruszającą opowieścią o miłości (platonicznej i fizycznej), opowieścią o wsi (niekoniecznie) sielskiej i bajecznej, (według autora powieść miała być „klechdą domową”, jest wreszcie poważnym głosem w sprawach społecznych (nierówności klasowe, bieda, brak wykształcenia) i politycznych (przygotowanie do powstania, celowość powstania). To książka, która – według mnie – nie straciła nic na wartościach literackich, nie straciła nic na fabule, nie straciła nic na przedstawieniu wspomnianych już kwestii społeczno – politycznych. Książka piękna i smutna, książka poważna i dająca dużo do myślenia.

Ray

METRYCZKA:

Autor: Stefan Żeromski

Tytuł: Wierna rzeka

Państwo: Polska

Wydawnictwo: Książka i Wiedza

Miejsce wydania: Warszawa

Rok wydania: 1981

Stron: 226