ROŚLINA – Na zdrowie (wydawnictwo własne, 2017)

ROŚLINA – Na zdrowie (wydawnictwo własne, 2017)

01. Będziesz mi
02. Na zdrowie
03. Kręci się ziemia
04. Opowieść starszego pana
05. Kiedy byłem małym chłopcem
06. Polityka
07. Aniołowie
08. Żul
09. Życie
10.Jestem (kim jestem?)

Skład:
Krzysztof „Horacy” Horka – wokal, gitara akustyczna
Jacek Krzyszkowski – gitara
Marcin Reszewicz – bas
Tomasz Ogłaza – perkusja

   Kiedy człowiek gubi się w natłoku informacji, w morzu nagrań, w tysiącach nazw zespołów, bardzo dobrze sprawdza się stara, wciąż najlepsza instytucja – „znajomi”. Kiedyś tak przecież było, jeden kumpel coś przeczytał, inny obejrzał, trzeci posłuchał. I dzielili się swoimi odkryciami, polecali je, więc trzeba było zrobić wszystko, by dotrzeć do danej książki, pójść do kina lub wyżebrać przegrywkę jakiejś muzyki. Kiedyś było wszystkiego mniej, dostęp do muzyki był ograniczony, więc znaleźć coś interesującego nie było za łatwo. Teraz wszystkiego jest w nadmiarze, więc ze znalezieniem godnej uwagi muzyki, czy książki jest… jeszcze trudniej. I znów potrzebni są znajomi!

   Mój redakcyjny kolega Paweł zapytał mnie kiedyś, czy może zrobić wywiad z zespołem na stronę ArtMundus. Oczywiście natychmiast przystałem na taką propozycję, zajrzałem też gdzie należy, żeby zobaczyć, jaką muzykę gra wspomniany zespół. Spojrzałem, posłuchałem i… zwyciężyli. Zaintrygowali mnie od pierwszego kontaktu moich uszu z ich muzyką. Dlatego z wielką niecierpliwością czekałem, aż przyjedzie do mnie obiecana mi płyta. I wreszcie jest, i jeszcze jest taka uparta, że nie chce opuścić mojego odtwarzacza. Zatem kręci się i kręci, i wciąga coraz mocniej i zaraża nie tylko mnie, ale też moich znajomych, którzy ze mną siedzą w pokoju w pracy. Przyszła zatem pora, by moim zauroczeniem podzielić się z czytelnikami ArtMundusa…

   ROŚLINA to zespół… specyficzny. Jego muzyka da się wtłoczyć w pewne ramy, które możemy najprościej nazwać blues rockiem, ale nie jest ona na tyle grzeczna i spokojna, by w owych ramach trwać. Wręcz przeciwnie, wciąż pracuje, pulsuje, burzy się niczym świeże wino, walczy jak zamknięte w klatce dzikie zwierzę, robi wszystko, by wyrwać się z owych prawideł, z tych ram, i – co najważniejsze – te jej „ucieczki” są niezwykle udane. Dodają muzyce grupy oryginalności, niepowtarzalności, intrygują i poruszają. Kiedy wejdziemy w ten specyficzny, „roślinny” świat, gdy już oplotą nas łodygi, liście utulą, a ich zapach zauroczy, poddajemy się roślinnej muzyce w pełni. I nic nas nie dziwi, a jeśli już, to tylko na zasadzie „jak oni to pięknie zrobili”, „jak też wpadli na taki pomysł?”. Bo roślinna muzyka wyrasta z bluesowego korzenia, ma rockową łodygę, delikatne poetyckie pączki i pulsujące na wietrze reggae’owe listki.

 Na debiutanckim albumie głogowskiej grupy znalazło się dziesięć znakomitych utworów, których najważniejszym elementem są melodie. To one powodują, że ta muzyka z niespotykaną łatwością do nas dociera. Nie ma utworu, który by nie miał poruszającej, wpadającej w ucho melodii. A co za tym idzie, każdy natychmiast zakotwicza się w naszych uszach, każdy jesteśmy w stanie natychmiast zanucić, zaśpiewać z Horacym. A śpiew to też wyjątkowy. Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby go zastąpić. To interpretacje autorskie, pojedyncze, wyjątkowe. Każda próba ich powtórzenia przez innego wykonawcę już będzie inna, już nie będzie miała tej mocy, tej magii. Mnie śpiew wokalisty bardzo odpowiada, bo on nie tylko śpiewa, on po prostu opowiada historie zawarte w tekstach, a robi to z aktorskim wręcz zacięciem, nie nadając im jednak sztuczności. Pracuje swoim głosem, moduluje go, potrafi być liryczny i dramatyczny, zacharczeć jak szantowy śpiewak i poruszyć serca jak śpiewający aktor. W sukurs tym wokalnym interpretacjom Horacego przychodzą znakomite aranżacje wszystkich utworów. I w tym zakresie zespół wykazał się kunsztem i doświadczeniem. Każdy utwór zawiera w sobie sporo ciekawych zagrywek każdego instrumentu (od razu dodam, że znakomicie wszystkie brzmią), dlatego możemy się cieszyć zarówno partiami gitar (w tym kilkoma świetnymi solówkami), bogatymi partiami basu i dobrą, dającą energii muzyce perkusją.

   Wspomniałem o wokalu, zatem nie sposób nie wspomnieć o tekstach, których głównym autorem jest Krzysztof Pietrzak (po jednym tekście napisali też Władysław Lewsza i Agnieszka Berendowska). Grupa opowiada bowiem w bardzo ciekawy, prosty, zrozumiały dla każdego sposób o ludziach, o ludziach zakochanych i odrzuconych, o tych, którzy nami rządzą, i którzy muszą znosić efekty tego rządzenia.  Te teksty mówią po prostu o życiu, naszym życiu w tym miejscu i w tej chwili. Ale ich treść bynajmniej z naszym odejściem się nie skończy. Bo chociaż dotykają teraźniejszości, zdecydowanie poza tę teraźniejszość wychodzą. Są bardziej ogólne i bardzo osobiste („Życie”). A w ujęciu Horacego robią wielkie wrażenie, zdecydowanie zyskują mocy.

   Wspomniałem o różnorodności stylistycznej, zatem na koniec parę słów o muzyce tak, jak ja ją słyszę. Pierwszy numer to dla mnie rodzaj hołdu dla Tadeusza Nalepy, utrzymany w średnim tempie numer ma taką „nalepową” mgiełkę, a do tego dostajemy świetną partię basu i dobre gitarowe solo. „Na zdrowie” to utwór, który rozkręci każdy koncert, ale też sprawdzi się przy… ognisku. Mocniejszy, blues rockowy z „regałowym” tłem. Znakomity na kawałek singlowy do puszczania w radiu. Trzeci w kolejne numer, czyli „Kręci się ziemia” już samym tytułem nawiązuje do poezji śpiewanej. I taki jest ten kawałek, łączy w sobie delikatność poezji z ostrością (zwłaszcza solo!) gitary. „Opowieść starszego pana” to z kolei utwór łagodniejszy, lekko balladowy, zaś po nim dostajemy znów lekko „regałową” wersję słynnego utworu wspomnianego już Tadeusza Nalepy, w postaci „Kiedy byłem małym chłopcem”. Jestem pewien, że sam mistrz byłby zauroczony tą interpretacją jego nieśmiertelnego utworu. O stosunku do polityki (a dokładniej polityków) wszystkich myślących ludzi zespół opowiada w szybkim, energetycznym numerze „Polityka” (co ciekawe, momentami ten numer przypomina mi dokonania zespołu… Raz Dwa Trzy), a gdy się słucha liryczno-dramatycznego „Aniołowie” z cudnym tekstem samego Konstantego, syna Konstantego to aż ciarki chodzą po plecach. Czy można opowiedzieć o biedzie, odrzuceniu w miarę radosny sposób? Otóż można, tak jak zrobiła to Roślina w szybkim, lekko rwanym numerze „Żul”. Po nim następuje delikatny, wspomniany już wspomnieniowy (biograficzny?) numer „Życie”, zaś całość kończy świetne, znów bardzo oryginalne wykonanie numeru Dżemu „Jestem (kim jestem?)”.

   Mnie ta płyta wciągnęła. Najpierw słuchałem jej z pewnym napięciem, powagą, by wyłapać to, co chciałbym o niej napisać. Teraz ja puszczam, bo chcę się cieszyć dobrą, mimo różnych poruszanych w warstwie tekstowej spraw, muzyką. Dobrą, wpadającą w ucho, cieszącą muzyką. A to przede wszystkim powinno chodzić w muzyce. By cieszyła grających i cieszyła słuchających. Żeby niosła radość, ale też poruszała ważne kwestie społeczne. Dokładnie tak, jak robi to Roślina.

Ray