STREFA 50 – Nie chcemy za wiele (Jimmy Jazz Records, 2018)

STREFA 50 – Nie chcemy za wiele (Jimmy Jazz Records, 2018)

01. Wiem
02. Sen o Bieszczadii
03. Na końcu świata
04. Nie wiem czy pamiętam
05. Nie chcemy za wiele
06. Poranny wiatr
07. Dokąd gonię
08. Maszyny szalone
09. Mistrz sportu
10. Hej ty
11. Stres
12. Bo ja mam teścia

Skład:
Waldemar „Dzikun” Błaszczyk – śpiew, gitara akustyczna
Cezary Bierzniewski – gitara
Jacek „Łapka” Woźniak – bas
Kuba May – perkusja
gościnnie:
Alicja Boncol – śpiew, chórki
Ryszard Poznakowski – klawisze
Adam Anusiewicz – klawisze
Dominik Jędrzejczyk – perkusja
Jacek Karpowicz – harmonijka
Andrzej Kubacki – perkusja
Wojciech Pajka – gitara 

   Mimo podjęcia licznych prób polubienia muzyki country, muszę jednoznacznie stwierdzić, że owe próby nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Nie zostałem miłośnikiem country. Nie oznacza to bynajmniej, że mi taka muzyka przeszkadza. Nie, nie działa na mnie za mocno, ale też nie przeszkadza. Sam po nią nie sięgam, ale jak mi się trafi płyta z taką muzyką, to chętnie jej wysłucham. Tak też było w przypadku albumu „Nie chcemy za wiele” zespołu STREFA 50. Otrzymałem ten album z informacją, że owszem jest tam country, ale wzbogacone elementami bluesa, rocka, folku, a poza tym, taka muzyka śpiewana po polsku nabiera zupełnie innego wyrazu. Nie przeczę, zdarzało mi się słuchać Babsztyla, Tomasza Szweda, Gangu Marcela, Lonstara i innych zespołów, dlatego też chętnie posłuchałem albumu i tej formacji. A jak już posłuchałem, nie pozostało mi nic innego, jak podzielić się wrażeniami.

   Od razu napiszę, że jeśli ktoś miał okazję posłuchać wspomnianych przeze mnie wyżej zespołów, polubił taka muzykę, to polubi też Strefę 50. Bo to muzyka lekka, łatwa i raczej przyjemna. Każdy utwór wyposażony został w odpowiednią, wpadającą w ucho melodię, w każdym znajdziemy kilka ciekawych gitarowych zagrywek, a ponadto pojawia się w nich i harmonijka ustna, i w trzech utworach kobiecy wokal. Wszystkie numery zawierają tak dużą dozę energii, która bardzo szybo udziela się słuchającemu.

 Chociaż zespół w swoich tekstach stara się poruszać zarówno kwestie poważniejsze, zmuszające do zastanowienia, lekko melancholijne, dotyczące wspomnień, naszego przemijania („Poranny wiatr”, „Na końcu świata”), stresu i depresji, to jednak za każdym razem zespół próbuje nam udowodnić, że warto iść do przodu, że warto mieć marzenia, nadzieję, że warto żyć. Czy śpiewają o bieszczadzkiej przyrodzie („Sen o Bieszczadii), czy o motorach („Maszyny szalone”), czy też o sportowcach i ojczyźnie („Mistrz sportu”),  to główny nacisk kładziony jest po prostu na… życie. Życie z jego radościami i smutkami. Bo życie to nie  tylko zabawa, ale bez niej, bez zabawy, bez choćby małych radości żyć się przecież nie da. A Strefa 50 tej radości jest nam w stanie dostarczyć.

   Nie należy tej płyty rozkładać na czynniki pierwsze, nie w technice jej siła, ale w radości, w prostocie melodii, jasności tekstowego przekazu. To krążek w sam raz na wcześniejsze w tym roku lato. Na to, by rozpocząć dobrze dzień, by udać się w podróż, by zjeść przy tej muzyce późniejszy obiad, posłuchać jej przy ognisku (kilka numerów są wręcz stworzone do grania ich przy ognisku) lub włączyć sobie ją przed snem. Ot tak, dla przyjemności. To muzyka bardzo żywiołowa, to muzyka bardzo pozytywna. Dlatego nie tylko warto jej posłuchać, ale wręcz należy. 

Ray