THE FREUDERS – Omniform (wydanie własne, 2018)

THE FREUDERS – Omniform (wydanie własne, 2018)

01. Rhino
02. Alter Ego
03. Brotherhood
04. Shipwreck

Skład:
Tymon Adamczyk – wokal, gitara
Olek Adamski – gitara
Maciek Witkowski – bas, elektronika
Jacek Lodi Piątkowski – perkusja

   „Zakopany” przez ostatnie kilka lat w muzyce metalowej, tylko od czasu do czasu wyglądałem na zewnątrz, by uradować uszy innymi rodzajami muzyki, nie śledziłem zatem polskiej sceny muzycznej tak bardzo, jak to czyniłem jeszcze przed wielu laty. Ostatnio słuchałem tylko tego, co do mnie dotarło od znajomych, co usłyszałem przypadkiem w jakimś radiu, wreszcie dzięki płytom promocyjnym, które do mnie dotarły. W ten ostatni właśnie sposób miałem okazję spotkać się z muzyką grupy THE FREUDERS. Cieszę się bardzo, że zespół zdecydował się wysłać do mnie swój krążek, bowiem jego muzyka warta jest poznania i napisania o niej.

   Ponieważ nie znałem zespołu z wcześniejszych dokonań, zatem z czystym sercem, umysłem, nieskażony wiedzą na temat samej grupy, jak i jej przeszłości muzycznej, włączyłem album, by go spokojnie posłuchać. Niestety grupa na takie spokojne słuchanie mi nie pozwoliła, bo zaprezentowane na albumie cztery utwory, mimo pozornej ich delikatności, lekkości, niezbyt szybkich temp oraz „grzeczności” wokalu (trzeba zwrócić uwagę, że wokalista przechodzi od szeptu, melorecytacji do dość specyficznych „zawodzeń”, co jest całkiem intrygujące), wcale takie spokojne nie są. Te utwory wwiercają się w uszy, ładują się całym impetem w głowę, atakują nasz zmysł słuchu z każdej możliwej strony. Kompozycje mają niby prosty i jasny układ. Niby są w nich ściśle określone rytmy, są określone melodie, niby mogłyby stać się „normalnymi” piosenkami, ale… No właśnie, ale nie są w stanie stać się owymi normalnymi piosenkami, które miałyby szansę trafić na play listy radiowych rozgłośni. Nie są normalne, bo zespół stara je tak „urozmaicić”, tak w nich pokombinować, że owa normalność schodzi na dalszy plan, a pojawiają się zadry, chropowatość, a przez to – oryginalność. Tak, muzyka zaczyna być oryginalna, zdecydowanie alternatywna wobec normalności, inna, trudniejsza w odbiorze, za to na pewno ciekawsza.

   Muzyka zespołu jest na tyle oryginalna, że ciężko ją porównać do dokonań innych zespołów. Oczywiście jeśli zostaniemy przyparci do muru, to takie zależności da się odnaleźć. Dla mnie sporo jest nawiązań do muzyki The Cure, ale kompozycje The Freuders są jednak inaczej stworzone, inny mają klimat. Da się tu wyczuć dalekie echa twórczości The Velvet Underground. Jest w niej podobna siła, podobna budowa, atmosfera, choć tu znów muszę napisać, że cała reszta jest zdecydowanie inna.

   Grupa pochodzi z Warszawy, w 2011 roku dorobiła się mini albumu „Hikikomori” i singla „Uroboros”, pojawiła się na licznych scenach, pora zatem na kolejny wielki krok w karierze, czyli debiutancki duży album. Ja chętnie się z nim zapoznam.

Ray