„Jezioro Łabędzie” – reż. Krzysztof Pastor

   Marzenie, aby zobaczyć na deskach Teatru Wielkiego balet „Jezioro Łabędzie” spełniło się. Po dziewięciu miesiącach od zakupu biletu nastał ten dzień… Przed wyjściem do teatru, mojej osobie towarzyszące streściłam libretto  i usłyszałam: „…no nie zawsze musi się tak źle kończyć…” Myślałam, że zawsze… Przyznam się jednak, że przed pokazem nie zrobiłam rekonesansu i nie odnotowałam faktu, że przedstawienie to ma zupełnie nowe libretto. No i super. Bo sama mogłam się przekonać, czy bez przygotowania, coś z tego zrozumiem.

   W klasycznej wersji mamy Zygfryda, księcia zakochującego się w Odetcie (białym łabędziu) oraz Odylię (czarnego łabędzia). Ale dość o klasycznej wersji, bo tym razem jej nie zobaczyłam.  Tu trójkąt miłosny tworzą postacie historyczne: księżniczka heska AIix (biały łabędź), polska tancerka Matylda Krzesińska (czarny łabędź) oraz carewicz Niki (późniejszy car Mikołaj II).  Oczywiście dopiero po spektaklu poznałam pełne dane osobowe bohaterów.  Chociaż muszę przyznać, że  jeśli chodzi o dzieje carskiej rodziny Romanowów  to jestem zupełnym laikiem i choć przez cały spektakl moi bohaterowie pozostawali bezimienni,  to nie miałam wielkiego problemu z umiejscowieniem ich w czasie i przestrzeni. Obejrzałam to jako piękną carską, rosyjską baśń.

A ile „Jeziora Łabędzi” w tym „Jeziorze” było?

   No cóż, to jednak w większej mierze autorski spektakl Krzysztofa Pastora. Choć ku mojej radości i wielkiej uldze, po wielu wyczekanych minutach,  na scenie pojawiają się białe łabędzie i ich taniec w niezmienionym kształcie, uff…  Mimo że moje oczekiwania co do tego przedstawienia były zgoła inne, mogę stwierdzić, że to bardzo ciekawe i historycznie pouczające doświadczenie.  Na „klasyczne jezioro” muszę jednak jeszcze zapolować…

   Nie mogę nie wspomnieć  o kostiumach zaprojektowanych przez Luisę Spinatelli. Barwne i przepiękne stanowią mocną stronę  tego spektaklu.  Scenografia była dość oszczędna, jednak tworzyła pieką otoczkę dla oglądanych scen.  Orkiestra też zagrała bardzo dobrze. Momentami, jak powiedział mój towarzysz, „przyczadziła jak kapela heavy metalowa”. On i ja bardzo dobrze bawiliśmy sie przy dobrze mam znanych utworach Czajkowskiego. Artyści PBN pokazali klasę i przepięknie wykonywali wszystkie tańce. Szczególnie urzekły mnie sceny z białymi łabędziami  (to właśnie na nie tak bardzo czekałam).

   Nowe libretto  spowodowało, że przez jakiś czas byłam nieco zdezorientowana. Dopiero po zakończeniu mogłam wszystko usystematyzować.   Najważniejsze, że mój towarzysz doczekał się  wreszcie szczęśliwego zakończenia. Przyznam, że otwierałam oczy ze zdziwienia z takiego obrotu sprawy.  Ale kiedy jeden pan z publiczności, wykrzyknął gromko i entuzjastycznie „wspaniale zakończenie!”, czułam nieomal szczęście.  W prawdziwym życiu happy endy zdarzają się rzadziej, niech choć baśnie dobrze się kończą, a fakty historyczne (chlubne czy nie) zostawmy do rozważania ekspertom. 

YSF

METRYCZKA:

Balet w trzech aktach z prologiem i epilogiem
Nowe libretto: Paweł Chynowski
Muzyka: Piotr Czajkowski
Redakcja muzyczna: Paweł Chynowski i Alexei Baklan

Krzysztof Pastor Choreografia (z włączeniem sekwencji tradycyjnych)
Alexei Baklan / Piotr Staniszewski Dyrygent
Luisa Spinatelli Scenografia i kostiumy
Simonetta Lysy Asystentka choreografa (realizcja sekwencji tradycyjnych)
Steen Bjarke Światła
Dawid Trzensimiech – Carewicz Niki
Melissa Hamilton – Alix-Odetta
Mai Kageyama – Matylda Krzesińska
Patryk Walczak – Huzar Wołkow
Yuka Ebihara – Olga Prieobrażenska
Carlos Martín Pérez – Car Aleksander