Margaret vel Gaja Hornby w Studiu U22

   We wtorkowy wieczór w Studiu U22 zaroiło się od bardzo młodych ludzi. Kiedy wszedłem poczułem się zdecydowanie nie na miejscu. Było zbyt młodo i kolorowo, starszy, zarośnięty człowiek zdecydowanie tu nie pasował…

   Powodem tak licznej obecności młodych fanów muzyki była obecność równie młodej twórczyni muzyki dla młodych odbiorców muzyki, a mianowicie Margaret, która zebranym ujawniła swoje alter ego w postaci Gai Hornby.

   Bo właśnie płyta firmowaną przez Gaję Horny, a zatytułowana „Margaret” (chociaż można oczywiście czytać odwrotnie…) była pretekstem do spotkania z wokalistką. Od razu powiem, że to zupełnie inna płyta od tych, do których przyzwyczaiła miłośników swojej twórczości Margaret. Po pierwsze to płyta zaśpiewana po polsku, po drugie oparta o bity i lekko… rapowana. Oczywiście w specyficzny sposób, ale zawsze…

   Myślę, że dla wielu ludzi, którzy przyzwyczaili się do określonego wyglądu i określonego rodzaju muzyki wykonywanej przez artystkę mogą być zdziwieni i zaskoczeni. Ale przecież o to właśnie chodziło! Trzeba też dodać, że Margaret zadbała, aby melodie dość łatwo wpadały w ucho (chociaż, jak stwierdziła, jeden ze współproducentów starał się je skutecznie zniszczyć), a już na pewno zachęcały do pobujania się.

   Artystka wyjaśniła powód nagrania takiego krążka, podjęcia próby zrobienia czegoś nowego, powiedziała o powodzie powołania dożycia Gai Hornby (oczywiście chodziło o Gaję – Matkę Ziemię [Margaret podobno zawsze chciała mieć tak na imię], a Hornby, jak łatwo się domyślić wziął się od słynnego Nicka…). Margaret wspomniała, że używała tego pseudonimu, gdy nie chciała być rozpoznana.

   Nie zabrakło informacji o powstawaniu płyty (poza Margaret, w jej produkcji wzięli udział: Kacezet, Mikołaj Trybulec i Marek Walaszek), o tekstach (w kilku przypadkach prawie autobiograficznych) oraz o planowanych na jesień koncertach.

   I najważniejsze, jeśli ktoś uważał, że Margaret jest dumna, wyniosła i z nosem do samego nieba, to… bardzo się myli. Filigranowa, ale niezwykle żywiołowa, ze stoickim spokojem zniosła całkiem sporą kolejkę chętnych do pogadania i zrobienia zdjęcia. Nawet z takim, niepasującym do klimatu tamtego wieczoru, starszym panem…

Ray

Zdjęcia: Marcin Jaśkaczek