Spotkanie z Januszem Paliwodą w ursuskiej bibliotece

   Jak zmusić takiego leniwego człowieka, jak ja, by odwiedził miejsce, w którym bardzo długo już nie był? Najlepiej zorganizować jakieś ciekawe spotkanie. Wtedy na pewno jest szansa, że jeśli tylko pozwolą mi na to różne życiowe okoliczności, bardzo chętnie się zjawię. Nie zdając sobie zupełnie z tego sprawy, dyrekcja “mojej” ursuskiej biblioteki zaprosiła gościa, którego zobaczyć nie tyle chciałem, ile wręcz musiałem. Na szczęście ten człowiek poinformował o tym spotkaniu na FB, zatem pewnego jesiennego popołudnia stawiłem się w czytelni biblioteki na… wieczorek poetycki.

   Byłem tym wieczorkiem zaskoczony podwójnie. Po pierwsze nie miałem pojęcia, że biblioteka takie wieczorki, zatytułowane “Wykaz słów wymyślonych” organizuje (cóż, ma w tym wypadku zastosowanie zasada, kto nie przychodzi, sam sobie szkodzi, że tak sparafrazuję pewne polskie powiedzenie o spóźnialskich), a po drugie, nie wiedziałem, że gość… pisał wiersze.

   W sumie nie ma się co dziwić, że nie wiedziałem, bo Janusza poznałem jakieś trzy lata temu, widzieliśmy się może dwa – trzy razy, więc nie było za wiele możliwości, żeby się bliżej poznać. Chociaż widzieliśmy się tak rzadko i tak dawno, to jednak zachowam go w pamięci do końca, albowiem był jednym z nielicznych ludzi, których spotkałem w swoim życiu, który mi zaufał od pierwszego spotkania. I to bardzo krótkiego spotkania. I chociaż w tym miejscu powinienem napisać tylko krótką notatkę ze spotkania, to jednak muszę o tym napisać!

   Spotkaliśmy się bowiem na jakimś koncercie, tam zresztą poznałem również Asię, czyli żonę Janusza. Ich córka, teraz już śliczna panna, wtedy jeszcze korzystała z uroków przebywania we własnej mamie… Zaczęliśmy rozmawiać, okazało się, że lubimy podobną muzykę, że interesujemy się kulturą, że obaj bawimy się w dziennikarzy, bez względu na to, czy ta działalność przynosi korzyści materialne, czy też nie. Ponieważ w rozmowie pojawił się temat Białegostoku, czyli miasta, z którego Janusz pochodzi, wspomniałem, że dostałem zaproszenie na koncert właśnie do stolicy Podlasia, ale pewnie będę musiał zrezygnować, bo mnie po prostu nie stać na hotel. A Janusz właściwie bez chwili zastanowienia stwierdził, że… może mi dać klucze do białostockiego mieszkania. Klucze do mieszkania człowiekowi, którego poznało się dziesięć minut wcześniej?! Głupota, czy daleko posunięty idealizm? Pewnie trochę jedno, trochę drugie, a na pewno wielka wiara w człowieka, otwartość na człowieka, chęć niesienia pomocy, dzielenia się. Bez poważnego powodu i bez chwalenia się swoim czynem. Ot tak, po prostu, po ludzku. Przyznaję, że skorzystałem z tej oferty, byłem pierwszy raz w Białymstoku, dzięki czamu miałem okazję zobaczyć wyjątkowy koncert zespołu Vader, ale też w końcu zobaczyć słynny pałac Branickich, słynne Biuro Wystaw, kościół, przejść się urokliwymi ulicami starego miasta.

   Wszystko to spowodowało, że czułem i wciąż czuję się zobowiązany wobec Janusza, że wciąż go podziwiam za taki wyjątkowy w dzisiejszych czasach gest, za wyjątkowy charakter. A kiedy dowiedziałem się, że odbędzie się z spotkanie z nim jako poetą, zrozumiałem jeszcze bardziej, dlaczego wyszedł do mnie z taką propozycją. Poeci wszak inaczej patrzą na świat!

   Janusz mieszkał w Białymstoku, tam się uczył, tam też założył grupę literacką, która ma na swoim koncie bardzo liczne, wydane zresztą własnym sumptem tomiki. Grupa nazywała się Eterna i należeli do niej, poza Januszem, Lucyna Kasjaniuk, Przemek Lisowski i Kamil Dąbrowski. Warto zwrócić uwagę na ostatnie nazwisko, albowiem – jak się okazało – to właśnie pan Kamil prowadzi spotkania poetyckie w ursuskiej bibliotece. Tego wieczoru spotkało się zatem dwóch poetów wspomnianej grupy. Mogliśmy zatem posłuchać wspomnień dotyczących początków grupy, jej działalności wydawniczej, panowie wspomnieli o licznych wieczorkach poetyckich, podczas których nie tylko czytali wiersze, ale też – jak na pokazano na zdjęciu – Janusz uprawiał też rodzaj działań performerskich.

   Gość przyniósł ze sobą kilka tomików, dlatego jeszcze przed spotkaniem, mogłem przeczytać po kilka wierszy każdego z członków grupy, a na zakończenie spotkania wysłuchaliśmy kilku wierszy w autorskiej interpretacji. Były to wiersze z różnych okresów, powstałe pod wpływem różnych wydarzeń w życiu poety, dlatego ich treść, ich forma, pewien rodzaj napięcia, były bardzo różne, jedne dotyczyły bardziej spraw realnych, inne były pokazem niebywałej erudycji autora, jedne były grzeczne, inne, pisane pod wpływem poezji Wojaczka, za grzeczne raczej trudno uznać. Ale wszystkie te wiersze łączy jedno, mają w sobie część życia i duszy Janusza. Mają specyficzny rytm, są ciągiem specyficznych skojarzeń. Są ciekawe i intrygujące, są drażniące i bardzo liryczne.

   Nie mogło oczywiście zabraknąć krótkiego wspomnienia o prozatorskim debiucie Janusza, czyli książce “Joint”, jak też konsekwencjach pojawienia się jej na rynku dla dalszego życia samego autora. 

   Było miło, ciepło, lirycznie, familiarnie. Muszę podziękować bibliotece za sam pomysł, za zaproszenie Janusza, a Januszowi i jego dwóm paniom za to, że są. I to są tacy, jacy są!

Ray