Olaf Brzeski – Megalomania; Laurie King – The C Is Always Coming

Galeria Raster, Warszawa (09.10.2015)

   W Galerii Raster obejrzeć można dwie wystawy. Przy czym od razu muszę dodać, że to raczej wystawy dla osób mających już pewne doświadczenie w oglądaniu współczesnych „dzieł sztuki”. Miłośnicy klasyki mogą sobie odpuścić.

   Pierwsza wystawa może przyciągnąć nazwiskiem artysty, albowiem Olaf Brzeski to nazwisko znane i uznane. Ja jakiś czas temu byłem pod wrażeniem jego rysunków i oryginalnych człekopodobnych stworów, stworzonych z metalu, łudząco przypominającego słomę. Prace te wystawiane były jakiś czas temu w warszawskim CSW. Jednakże obecna wystawia nie zostawiła już we mnie żadnego śladu. Znów stworzone z metalowych prętów ramy postaci, które w założeniu mają symbolizować bardzo wiele (zachęcam do przeczytania opisu!), według mnie najbardziej symbolizują to, że artysta ma niewiele do przekazania. Ot, ramy – wydmuszki, za którymi kryją się tylko wzniośle napisane komentarze kuratorów. W środku wieje pustką. A numer z podziałem wystawowej przestrzeni zostawię bez komentarza.

   Większą uwagę przyciągają na pewno stalowe rzeźby, które mogą uciec uwadze w natłoku wspomnianych ram. Ja zaś czekam na kolejną wystawę rysunków pana Olafa. Prezentowana w ramach wystawy „Megalomania” jest dla mnie najlepszym przykładem, że rysownikiem jest znakomitym.

   Kanadyjska artystka Laurie Kang prezentuje (podobno pierwszy raz poza swoim krajem) swoją pracę zatytułowaną „The C Is Always Coming”. Podobnie, jak w przypadku wyżej wspomnianej wystawy, znów dostajemy ramy czegoś, co być może kiedyś było motylem, po którym zostało obramowanie skrzydeł. Przyczepione do nagiej ściany skrzydła, choćby nie wiem jak zostały opisane, nie były w stanie zmusić mnie do jakiejkolwiek reakcji, poza opuszczeniem sali wystawowej. Podobnie zresztą z innymi, leżącymi na ziemi lub przymocowanymi do ścian „tworami”. Powtarzalność i nijakość to za mało, żeby mnie zainteresować.

   Za to już powieszone na ścianie trzy prace, wykonane na światłoczułej folii mają to coś, co trudno pominąć wzrokiem. Pomijając sugestie autorki lub kuratora (najlepiej czytać opisy już po obejrzeniu wystawy), można na tych „zdjęciach” doszukać się różnych kształtów, na przykład ludzkich. Wyobraźnia podsuwa pozostałości ludzkich ciał, wykopanych z grobów, ale też odciśnięte kształty człowieka na pościeli. Szarość, brąz, ciemna żółć kojarzą się bardziej z pierwszym wyobrażeniem, ale ja wolałbym widzieć jednak to drugie. W każdym razie, chociaż ani to nowa technika, ani wielka rewelacja, to jednak zobaczyć warto, a przy okazji przyjrzeć się rzeźbom pana Brzeskiego.

Ray