Prace Jacoba Aue Sobola w Leica 6 x 7 Gallery

   Pewnego listopadowego dnia udawałem się na kolejne spotkanie z zespołem muzycznym. Ponieważ miałem ponad godzinę do rozpoczęcia imprezy, musiałem znaleźć jakieś miejsce, gdzie mógłbym przeczekać ten czas. Gdy jest ciepło, można się powałęsać po mieście, ale gdy aura nie sprzyja spacerom, trzeba znaleźć jakiś miły, ciepły kącik. Oczywiście pierwsze, co przychodzi człowiekowi do głowy to knajpka. Ale w knajpce wypada coś przekąsić lub chociaż wypić coś ciepłego, albo z tak zwaną zawartością. A to niestety kosztuje… Ponieważ na nadmiar gotówki nie narzekam, zatem musiałem znaleźć jakieś rozwiązanie tego poważnego problemu. Zazwyczaj w takich sytuacjach, w zależności od miejsca, gdzie zaplanowane jest dane spotkanie, wyszukuję ciekawych miejsc, które warto zobaczyć. Zazwyczaj są to galerie, muzea, kościoły, księgarnie. Ponieważ szedłem akurat na Aleje Ujazdowskie, przypomniałem sobie o istnieniu galerii, w której progach dość długo nie byłem, ale też dobrze pamiętałem, że za każdym razem, gdy ją odwiedziłem, wychodziłem z niej bardzo poruszony. Już bez najmniejszego zastanowienia skierowałem swoje kroki do Leica 6×7 Gallery, mieszczącej się przy ulicy Mysiej. Miałem nadzieję, że będzie otwarta i będzie w niej jakaś wystawa.

   Galeria mieści się na drugim piętrze domu towarowego, dlatego odnalezienie jej wydaje się z pozoru trudne. Aczkolwiek dość czytelny neon wskazuje, gdzie należy wejść, a na filarach przy schodach wyraźnie zaznaczono piętro, na którym znajduje się sklep (cudne są te aparaty, których wygląd właściwie nie ulega zmianom od tak wielu lat) oraz galeria zdjęć. Tym razem można zobaczyć w niej wystawę „With And Without You”, prezentującej prace duńskiego fotografa Jacoba Aue Sobola. To artysta urodzony w 1976 roku w Kopenhadze, laureat m.in. World Press Foto.

   A jego zdjęcia są… specyficzne. To w większości przypadków bardzo brzydkie, czarno – białe zdjęcia, to zdjęcia ukazujące albo nieciekawe pod różnym względem miejsca, albo też ludzi, zwykle zniszczonych, biednych, starych, po prostu brzydkich. Sobol portretuje ich różnych sytuacjach, kiedy patrzą w obiektyw, kiedy pracują, obejmują się, czy leżą na łóżku. Zarówno sami ludzie, jak i sposób ich fotografowania powoduje, że patrząc na nich, od czasu do czasu mamy wręcz chęć odwrócić wzrok. Bo są jacyś zniszczeni, zmaltretowani, stłamszeni i to bez względu na to, czy są dziećmi, czy staruszkami, czy mieszkają w Japonii, czy Stanach, w Gwatemali czy Danii.

   Kiedy je obejrzymy już wszystkie, kiedy lekko zniesmaczeni szykujemy się do wyjścia, przychodzi nagle do głowy pytanie. Dlaczego tak reagujemy? Dlaczego aż tak mocno reagujemy? Przecież to tacy sami ludzie, jak my. Ludzie uchwyceni w różnych sytuacjach, w jakich i my się znajdujemy. To ludzie, którzy nie pozują w celach sprzedania swego wizerunku za grube pieniądze, to nie ludzie, którzy przeszli operacji plastycznych, by zatrzymać czas. To normalni ludzie i ich normalne życie. A życie zależy w znacznej mierze, od tego, gdzie się rodzili, w jakich rodzinach, jakie możliwości kształcenia się, czy znalezienia pracy. To ludzie z określonych miejsc i czasu. Normalni, zwyczajni ludzie.

   To banalne z pozoru uświadomienie sobie tego, kto znajduje się zdjęciach powoduje, że swoje kroki ponownie kierujemy w stronę wystawy, a wzrok sam zaczyna ponownie śledzić po kolei ciągi zdjęć. I nagle widzimy na nich intrygującą kobietę, zmęczonego, ale szczęśliwego mężczyznę, pełną radości młodzież, widzimy ludzi, którzy właśnie skończyli się kochać i parę, która mimo poczynionych przez czas zniszczeń ich ciał tuli się do siebie prawdziwą, bezgraniczną miłością. I nagle widzimy, jakie piękne, jakie prawdziwe, jakie ludzkie są te zdjęcia – obrazy. Jak piękne, wartościowe, ważne jest życie, bez względu na miejsce, czas, okoliczności.

   Dla porządku podam tylko, że na wystawie można zobaczyć fotografie z kilku cykli, m.in. „Sabine” (cykl niezwykle ważny dla samego Sobola, który w pewien sposób naznaczył jego artystyczną drogę, albowiem), „The Gomez Brito Family”, „America”, „Tokyo”, „Arrivals and Departures”.

   Zachęcam gorąco do zobaczenia tej wystawy. Jestem pewien, że nikogo nie pozostawi obojętnym.

Ray

Zdjęcie ze strony Leica 6 x 7 Gallery

 

(wystawę obejrzałem w dnie 09.11.2018)